Lot minął bardzo dobrze, choć myślałam, że będzie gorzej. Nathan go przespał, a ja... rozmyślalam nad tym co się ostatnio działo w moim ... naszym życiu. Doszło do mnie, że jestem serio nie normalna, wyjeżdżając.. i zostawiając wszystkich moich bliskich. Zależy mi na nich, są dla mnie jak rodzina. Nie wiem co bym bez nich zrobiła, a tym bardziej bez Nathana.
Lądowanie. Branie walizek. Taksówka. Podjazd pod dom. Gdy tylko położyłam rękę na klamkę, spojrzałam tylko na Nathana, dałam mu buziaka i weszliśmy.. Już od progu przybiegli do mnie dosłownie WSZYSCY i zaczęli ściskać. Mówili to, jak za mną tęsknili, żebym więcej takiego czegoś nie zrobiła i że są ze mną. Na końcu wszystkim bardzo podziękowałam i uroniłam kilka łez... Reszta dnia minęła nam bardzo miło, w końcu zdecydowałam się, że pójdę do kuchni i zrobię kolację. Gdy kroiłam pomidory, do kuchni wszedł Max:
-Co Ty siostra wyprawiasz? Nie widzisz jak mu na Tobie zależy? Jak nam na Tobie zależy? Nie rób więcej takiego czegoś ani Nathanowi, ani nam. - podszedł do mnie z lekkim uśmiechem i po prostu mnie przytulił. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co powiedzieć.. czułam się bezsilnie. Odwzajemniłam uścisk:
-Wiem Max, wiem.. Nie wiem co we mnie wstąpiło.. Po prostu strasznie zależy mi na dziecku, a wszystko jest przeciwko mnie.. -posmutniałam.
-Nie martw się, hej - podniósł mój podbródek - będziecie jeszcze mieli dzieci. Nie pomyślałaś o tym, że medycyna też może się mylić? Może nie jest to problem z Tobą, ani z Nathanem tylko po prostu ... z naturą?
-Może i masz racje .. ale takie przypadki zdarzają się raz na milion przecież.
-Uwierz mi, że nie. - uśmiechnął się. Ja mimowolnie też. - A teraz.. krój tu krój, bo my już głodni jesteśmy, a Ty się opierdalasz ! co to ma być ?! Co ?! -udawał powagę. Rzuciłam go cytryną, zaśmialiśmy się i wyszedł, a ja wróciłam do przygotowywania posiłku. Gdy już układałam wszystko na talerze, do kuchni wparowali Jay, Tom i Siva, aby mi pomóc:
-Amy, pomożemy Ci.
-Okej, weźcie talerze i zanieście do jadalni.
-.. nie martw się, będzie jeszcze dobrze -pocieszali mnie.
-Też mam taką nadzieję, dziękuję Wam bardzo. - odeszłam, aby wziąć sztućce - a propo.. gdzie macie dziewczyny ?
-Wzięły dzieciaki i wyjechały do swoich rodzinnych krajów, bo musiały dokończyć sprawy związane z ich szkołami.- wyjaśnił Siva
-Aaa, okej - uśmiechnęłam się. - Chodźcie !
Zaczęli układać wszystko na stole, a ja zawołałam wszystkich na posiłek. Zajęliśmy miejsca przy stole, ale brakowało Nathana.. Dlatego też wstałam i poszłam do salonu. Podeszłam do niego i okazało sie, że zasnął... Był taki słodki, że aż szkoda było mi go budzić na kolace. Wzięłam koc z drugiej kanapy i nachylając się nad nim okryłam go nim. Gdy się nachylałam i poprawiałam koc, ten nagle się przebudził i złapał mnie, tak, że leżałam nad nim. Zaczęliśmy się śmiać.
-Naathan! przestraszyłeś mnie - dałam mu całusa
-Oj, sory, no ... poleżysz tu ze mną czy idziesz ? - zrobił minę zbitego psiaka.
-Jesteś zmeczony, nie ? - pokiwał głową ziewając. - Idź do sypialni, ja tu jeszcze chwilę posiedzie z nimi, potem posprzątam i dołącze, dobra ? Chcę im to po prostu wynagrodzić.
-Eh.. no dobrze, przeproś ich ode mnie, grzecznie mi tam i ja się zmywam. Czekam na Ciebie - uśmiechnął się i poszedł na górę.
_________________________________
Krótki, bez sensu, nie potrafię pisać.
Po pierwsze, chcę was przeprosić za moją nie obecność. Miałam problemy z laptopem.
Chcę też przeprosić Olgę.. i prosić Cię o kolejny rozdział :)
No i oczywiście przeprosić za ten rozdział. Bez sensu, jak już mówiłam ...
Czekam na komentarze.