Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 14 marca 2013

JUŻ CZAS...

***************************10 LAT PÓŹNIEJ************************
-Ann! chodź do mamy! gdzie jesteś?! - szukałam po całym domu mojej córeczki. gdy weszłam do jej pokoju, usłyszałam tylko chichot dobiegający z szafy.
-Hm.. gdzie ona się schowała.... - udawałam, że nie wiem gdzie jest i chodziłam po jej pokoju zaglądając do różnych pudełek. W końcu podeszłam do szafy.
-Mam Cię! chodź szybko, ubierzesz sukienkę. - wyciągnęłam ręce w jej strone. niestety, jej mina zrzedła.
-Nie założę żadnej sukienki! - skrzyżowała ręce
-Ann, bo się spóźnimy do tatusia. - spojrzałam na nią przekupująco. Mała strasznie była za Nathanem, uwielbiała spędzać z nim czas.
-Dobrze, dobrze! już zakładam! szybko mamo! - wyskoczyła z szafy i zaczęła skakać. Zaśmiałam się. Wyszłyśmy z domu i ruszyłyśmy do studia mojego męża. Gdy zobaczyli siebie nawzajem, Ann pobiegła w stronę Natha, a ten ukucnął i wziął ją w swoje ramiona. Podeszłam do niego i pocałowałam. Postawił małą na ziemię i była teraz pomiędzy nami.
-Fuuuu! - zakryła oczy i pobiegła do pokoju, do chłopaków. Zza drzwi usłyszeliśmy tylko radosne "Ann! ", natomiast my, nie przerywaliśmy naszych czułości.
-Jak się czujesz, kochanie? - pocałował mnie Nath
-A wiesz, bardzo dobrze. Mały nie dokucza.
-I tak ma być! - pogroził palcem w stronę mojego brzucha. Zaśmiałam się.
-Wy się tu migdalicie, a ja się Waszym dzieckiem zajmuje! - podszedł do nas Tom
-Ty, chrzestny ! Uważaj sobie. Za niedługo będziesz się kolejnym opiekował. - Odpowiedziałam, na co się zaśmiali.
-Tak, tak, jasne. Ale teraz ma być chłopiec, innej opcji nie przyjmuję. - stanął dumnie Tom.
-Dobra, dobra. Za dużo jest facetów w tym gronie- Zaśmiałam się, a oni razem ze mną.
-Mi dziewczynka by nie przeszkadzała, to oznaczało by dalsze próby starania się o chłopca.- Uśmiechnął się łobuzersko.
-A Ty jak zawsze tylko o jednym.
Wygląda na to, że wszystko zaczęło się układać po naszej myśli. Mamy wspaniałą córkę, spodziewamy się kolejnego dziecka, cze mogło by być lepiej? Z resztą nie tylko nam się układa. Kelsey z Tomem doczekali się jeszcze jednego syna. Jay znalazł swoją ukochaną Katherine. Chyba nie mógł trafić na lepszą dziewczynę. Trzy lata temu wzięli ślub i zaczynają planować dziecko.
Został jeszcze oczywiście mój braciszek. On ożenił się ponownie z Carly. Poznali się na placu zabaw, gdy on poszedł z Niną, a ona ze swoją córką Angeliką. Dziewczynki się zaprzyjaźniły, zaczęły się wizyty w domach i między nimi zaiskrzyło. Niedawno urodziło im się pierwsze wspólne dziecko. Pierwsze bo planują ich więcej. U Sivy i Nareeshy wszystko zostało po staremu.
Nasze życie już potem nie było skomplikowane i wszystko skończyło się happy endem.



_______________________________________________
Tak, tak, tak... dobrze myślicie-to koniec. Koniec opowiadania...

Teraz jeszcze parę słów od Nas:
Dla niektórych z Was, zapewne nie jest on tak ważny i jest ono po prostu zakończeniem kolejnego, badziewnego opowiadania, natomiast ja, przeżywam to chyba aż za bardzo.Na samą myśl o zakończeniu tego opowiadania,chce mi się płakać, dosłownie. Nie sądziłam, że pisanie takiej zwyczajnej historii przyprawi mnie o takie emocje. Były wzloty i upadki, mówię tu o braku weny, czy jej nadmiarze, ale wiecie co w tym wszystkim było najlepsze? To, że pisałam dla Was, komentowałyście to, a wtedy na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Wiele czasu spędziłam przed laptopem, myśląc, co by tu napisać, jak pokrzyżować plany bohaterów, czy sprawić im szczęście, ale chyba nie na marne :) Była to niesamowita przygoda, ale mam nadzieje, że jeszcze nie skończona,bo zamierzam powrócić z nowymi pomysłami. Dziękuję :)  ~Karolina.

Tego opowiadania nie pisałam od początku, dołączyłam do niego w trakcie. Nawet sobie nie wyobrażacie jak się cieszę, że wtedy się zgłosiłam, bo to była świetna przygoda i zabawa. Przeżywałam wszystko z bohaterami, wplatałam w nich cząstkę siebie. Cieszyłam się za każdym razem, gdy widziałam, że moja twórczość odbierana jest pozytywnie. 
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i tak jest i tym razem. Dziękuję wszystkim którzy towarzyszyli mi podczas tej przygody. Jesteście najlepsi. ~Olga.


                                                    ''Coś się kończy, a coś zaczyna..."



wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 19

Cały czas nie mogłam uwierzyć, że sobie wszystko przypomniałam. To było takie niesamowite!!! A poza ty fajne doświadczenie znów mieć siedemnaście lat.
Po cichu wyszłam z łóżka i poszłam do kuchni napić się soku. Miałam zrobić sobie śniadanie, ale...
Chwyciłam gazetę i zaczęłam czytać jakieś badziewne artykuły. Po chwili poczułam, ze ktoś mnie obejmuję od tyłu.
-Dzień dobry kochanie- szepnął mi chłopak do ucha i pocałował w policzek.
-Cześć- Odpowiedziałam .
-Co chcesz na śniadanie?
-Nic, już jadłam,
-Ok, masz jakieś plany na dzisiaj?
-Chyba pójdę na zakupy. A ty?
-Muszę jechać ogarnąć studio.
Spędziliśmy razem miły poranek, a potem każde z nas poszło w swoją stronę.
Na Oxford Street spędziłam mnóstwo czasu. Kupiłam trochę ciuchów i masę par but par butów. Usiadłam w kawiarence i czekałam aż przyniosą moją kawę.
-O mój boże dziewczyno wyglądasz zjawiskowo- Usłyszałam i zaczęłam się rozglądać. Stał przede mną mężczyzna w obcisłych rurkach i różowym topie.
-Że ja?- Spojrzałam się na niego z niedowierzaniem.
-Oczywiście, że ty. O mój Boże te włosy. Pracuję w agencji modelek, może chciałabyś przyjść na casting- Jak to możliwe? Ja? Przecież nie wyglądam jakoś specjalnie ładnie.
-Oczywiście- powiedziałam podekscytowana.
-Świetnie, trzymaj wizytówkę. Jutro o piętnastej w pokoju 113, papatki- I już go nie było. Wypiłam kawę i wróciłam do domu gdzie zastałam Maxa z Niną oraz Jayem.
-Co tam młoda?- Zapytał się mnie loczek.
-A świetnie.
-No właśnie widzę, że promieniejesz, mów co się stało?- Wtrącił się mój brat. Wzięłam dziewczynkę na ręce i zaczęłam się z nią bawić.
-Dostałam propozycję wzięcia udziału w castingu na modelkę.- Chłopaki cieszyli się razem ze mną. Stwierdzili nawet, że trzeba to opić.
Nathan jak wrócił również cieszył się moim szczęściem, a w nocy w sypialni dostałam prawdziwe gratulację.
Następnego dnia udałam się na ten casting. Dostałam się, ale było jedno ale, musiałam schudnąć dziesięć kilo w jak najkrótszym czasie. I tak zaczęła się moja jeszcze bardziej drakońska dieta.

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 18.

*PARE TYGODNI PÓŹNIEJ*
Nazajutrz, od samego rana byłam sama w domu. Może to i dobrze, przynajmniej nie będę musiała udawać przy Nathanie, że dobrze się czuję, choć wcale tak nie jest. Nie będę musiała też wpychać w siebie jedzenia na siłę, choć wcale nie jestem głodna. Tak, to przez "odchudzanie". Nie chcę tego. Ale nie potrafię się tego pozbyć. To jest jak nałóg, jak papierosy. Chcesz, ale nie możesz wyrzucić z siebie tego cholerstwa, tej obsesji. Nathan, wtedy gdy powiedział "że mi się przytyło" żartował. Wiem to. Ale coś mi się jednak ubzdurało, a on tego żałuje. Robi mi potężne śniadania, obiady, kolacje i coś pomiędzy tymi posiłkami również. Jeśli chodzi o "bliskość" moją i Nathana, nadal nie jest ona perfekcyjna, tak jak kiedyś. Ale przyznam, że dążymy do celu i najgorzej nam nie idzie.
Dzisiejszego dnia, czułam się okropnie. Słabo, chciało mi się wymiotować, choć i tak nic nie jadłam, byłam obolała, głowa mnie bolała i towarzyszyło mi uczucie, takiej nieświadomości swoich czynów. Nie wiedziałam co chcę zrobić ze sobą. Dlatego poszłam na dół, wypić chociażby herbatę. Przy okazji wzięłam szklanki z sypialni, by zanieść je do zmywarki. Na ostatnich schodkach, potknęłam się o wywinięty dywanik. Upadłam. Wraz ze szklankami. Podczas wypadku starałam się odsunąć od roztrzaskującego się szkła. Czułam ból, ale skończyło się na kilku rozcięciach na brzuchu i strumyku krwi lecącego z mojej głowy. Chwilę leżałam nie przytomna. Gdy dotknęłam włosów, krew ukazała mi się na dłoniach. Szybko posprzątałam szkło i pognałam do łazienki. Na miarę możliwości opatrzyłam ranę w głowie i wyszłam z łazienki. Zatrzymałam się przy ścianie ze zdjęciami. Są plusy tego nieszczęsnego upadku... moja pamięć wróciła. Odzyskałam ją! Nagle całe życie przeleciało mi przed oczyma... ciąże, rodzina, Nathan, wszystko. Pobiegłam do naszej sypialni i otworzyłam szufladę komody. Wyciągnęłam 'nasze' pamiątkowe pudło. Były tam zdjęcia, nagrania, pamiątkowe rzeczy, wszystko. Usiadłam na podłodze i oparłam się o łóżko. Znalazłam zdjęcia ze ślubu, z wakacji, z Niną, z różnych imprez i kilka, które wywołały na mojej twarzy śmiech-ja, siedząca na blacie w kuchni, Nathan stojący i obejmujący mnie, w bokserkach z napisem "I want ya x " i z nogą w gipsie oraz z wyrazem twarzy "zabiję Cię Jay". Podejrzewam, że to zdjęcie zrobił nam nie kto inny, jak rzeczywiscie Jay. Potem my, leżący i skacowani na stole. Oraz nagranie, gdzie się całujemy, a Nath pokazuje tego pamiętnego 'faksa' Jayowi. Tak, to było to, pamiętam te wydarzenia. To jest właśnie moje życie. Ja, Nathan i rodzina.
Muszę mu się odwdzięczyć za te wszystkie spędzone przy mnie chwile. Ubrałam sukienkę, seksowną bieliznę, postarałam się aby po wypadku, na mojej głowie nie było śladu i zeszłam na dół. Po chwili drzwi otwarły się z hukiem. Szybko wyłączyłam telewizor i pognałam do korytarza, porywając tym samym Nathana za rękę do kuchni, a reszcie rzucając tylko "hej!"
-Oho, młodemu się dziś dostanie... pozostaje nam pięterko panowie - zakomunikował zrezygnowany Max i ruszyli na górę. Natomiast mój mąż nie ukrywał zaskoczenia, ale widziałam ten jego łobuzerski uśmieszek. Chyba się domyślił o co mi chodzi.Wplotłam dłonie w jego brązowe włosy, postawione na żel, a on, bez żadnej delikatności, położył mnie na stole. Pochylił się razem ze mną, bo przeniosłam jedną rękę na jego kark. Pocałunkami przeniósł się na szyję, na co zamruczałam.
Siłą podniósł się i agresywnie pociągnął mnie za sobą. Chwycił moją twarz w swoje dłonie i znów złączył nasze usta w pocałunku. Miotaliśmy się po całej kuchni, obijając się o szafki, lodówkę i inne meble.
 Przywarł całym ciałem do mnie, a ja zaparłam się o ścianę, koło blatu. Rozerwałam jego koszulę, ukazując jego wyrzeźbioną klatę. Przejechałam po niej paznokciem, po czym popchnęłam chłopaka na przeciwną ścianę. Między nami nie było żadnej przestrzeni.
 Nathan uniósł mnie za biodra, sadzając na blacie. Nasze usta nie odrywały się od siebie. Przygryzaliśmy sobie wzajemnie wargi oraz muskaliśmy je naszymi językami. Ręka chłopaka przejechała po mojej nodze, odsłaniając większą część uda i podwijając sukienkę. Szarpnęłam kark męża i przybliżyłam go bliżej Siebie. Owinęłam go nogami w pasie, a on przeniósł mnie do salonu, kładąc na podłodze przy drzwiach tarasowych. Rozpiął zamek mojej sukienki i szybko się jej pozbył. Zsunęłam z jego ramion zepsutą koszulę i ścisnęłam jego krocze. Chłopak jęknął mi do ust, a ja uśmiechnęłam się. Odpięłam pasek od jego ciasnych spodni, a on subtelnie rozpinał moją białą, prześwitującą bieliznę, ukazując moje duże piersi.
 Oboje wstaliśmy i zsunęłam jego spodnie do kostek. Staliśmy przed sobą w samej bieliźnie, zadyszani i pełni pożądania. Pragnęliśmy siebie, właśnie teraz.
 - Powróciła moja Amy! - powiedział, a ja przyciągnęłam Go do siebie.
 Dwudziestolatek położył się na podłodze, a ja klęczałam nad nim, muskając jego twarz, szyję, obojczyki, brzuch i żebra. Wodziłam językiem po całej powierzchni. Jak na zawołanie, pozbył się mojego stanika.
 Nasze role odwróciły się i teraz Nathan górował. Bawiłam się jego sprzętem przez cienki materiał bokserek.
 Był na granicy szaleństwa. Wydobywał z siebie głośnie jęki, wprost do moich warg.
 Zerwałam z niego bieliznę. Ściągnął ze mnie czerwone majtki. Bez żadnej gry wstępnej, wbił się we mnie.
 Jego ruchy najpierw były delikatne i umiarkowane, ale z czasem, kiedy zaczęłam prosić o więcej i mocniej, wziął to pod uwagę i spełnił moją prośbę. Podczas stosunku wbijałam mu paznokcie w plecy, zostawiając czerwone ślady.
 Robił to coraz szybciej i zbliżał się finał. Oboje doszliśmy równo.
 Brunet opadł na mnie, próbując unormować oddech. Po chwili położył się obok mnie, przykrywając Nas kocem. Położyłam się plecami do niego, a on objął mnie, przylegając do mojego ciała
-Nathan, wszystko mi się przypomniało. - powiedziałaś już spokojnie.
-Zauważyłem. - zaśmiał się i zmęczeni, usnęliśmy w mgnieniu oka.

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 17

Gdy rano już się obudziłam obok mnie już nie było Nathana. Czułam, że ponownie się w nim zakochałam. Nie pamiętałam jeszcze większości, ale w tym momencie te wspomnienia nie były mi potrzebne. Znaczy wiadomo fajnie by było sobie z powrotem wszystko przypomnieć, ale zaczynałam odnajdywać się w tym wszystkim na nowo.
Wstałam i podeszłam do szafki. Chwyciłam za obrączkę, która na nim leżała i wsunęłam ją na palec po raz pierwszy od wypadku.
Zeszłam na dół do kuchni, przy stole z gazetą i kubkiem herbaty siedział Nath.
-Cześć- powiedziałam i z gracją wpadłam do pomieszczenia.
-Hej, jak się spało?
-A bardzo dobrze.- Uśmiechnęłam się zalotnie. Ja z nim flirtowałam, co było ciekawe biorąc pod uwagę, że to mój mąż.- A tobie?
-Wreszcie wyspałem się w łóżku- Odwzajemnił uśmiech.
-Gdzie jest Max?
-Pojechał zawieźć Ninę do Michelle.
-Aha- Odpowiedziałam i usiadłam do stołu ze szklanką soku pomarańczowego.
-Zrobić ci coś do jedzenia?- Zapytał się po chwili. Kiwnęłam głową i przypatrywałam się jak robi jajecznicę. Zjedliśmy i posprzątaliśmy naczynia.
-Założyłaś obrączkę- Spojrzał się na mnie.
-Tak... Nath ja...- Patrzył się na mnie tymi swoimi zielonymi oczami.- Ja...
-Coś się stało?
-Pocałuj mnie- Zdziwiła go moja prośba, mnie również.
-Ale...
-Po prostu to zrób- Więcej nie musiałam powtarzać. Jego usta wpiły się w moje na początku był delikatny, a potem bardziej nachalny. Poczułam się wspaniale, nie pamiętałam, żeby wcześniej coś takiego miało miejsce, ale pamiętam, że mi tego brakowało.
-Kocham cię Amy
-Ja ciebie też- po raz kolejny go zszokowałam. Uśmiechnął się szeroko i podniósł i zaczął kręcić kółka.
-Nath postaw mnie- Ledwo mówiłam przez śmiech.
-Wreszcie nawet nie wiesz ile czekałem na ten moment.
Tygodnie leciały za tygodniami. A ja w zupełnie nowy sposób zakochiwałam się w Nathanie. Przestało mi nawet przeszkadzać, że nie pamiętam ostatnich lat. Bo odnalazłam przyjaciół we wszystkich na nowo.
-Przytyło ci się trochę- powiedział w żartach Nathan i ścisnął moją fałdkę na brzuchu. Zdawałam sobie sprawę, ze to był żart jednak trochę mnie to zabolało. Przez kolejne dni jadłam coraz mniej i mniej. Z wagi coraz więcej spadało. Pewnie ja sprzed wypadku nie wpędzałabym siebie świadomie w chorobę, ale po części wciąż byłam zakompleksioną siedemnastolatką.

sobota, 9 marca 2013

Rozdział 16.

Gdy przekroczyliśmy próg domu, nie było tam nikogo. W korytarzu stałam tylko ja, Nathan i Max. Skoro są oni zespołem, to pewnie pojechali na jakąś próbę, czy wywiad. W miarę pamiętałam ten dom. Kuchnia, jadalnia i salon połączone razem, były mi dobrze znane. Z pomieszczeniami na górze, było trochę ciężej, ale chyba się jakoś przyzwyczaję. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to ściana korytarza, od góry do tyłu, obwieszona zdjęciami, czy różnymi złotymi płytami. Nathan i Max, gdy zobaczyli, że się przyglądam fotografiom, podeszli do mnie:
-Na tym zdjęciu jesteście z waszymi rodzicami. Wasza pamiątkowa fotka z Natha mamą, gdy niespodziewanie pare mięsiący temu się u niej "godziliście" - wyjaśnił mi Max, tworząc w powietrzu cudzysłów. Zaśmiali się gdy to powiedział. Natomiast ja nie wiem o co chodzi.
-Hm.. a to porozdzierane zdjęcie? - zapytałam wskazując palcem.
-Rozdarłaś je, bo ono nie było dobrym wspomnieniem. Natomiast później, chciałaś aby tutaj wisiało. Byłaś wtedy w drugiej ciąży. - smutno odpowiedział Nathan.
-Ciąży? Pamiętam tylko tę pierwszą... o drugiej mi nic nie wiadomo... - posmutniałam.
-Amy.. teraz tylko nie możesz się od nas odwrócić. Musisz przyjmować naszą pomoc. Proszę.. kochanie. - niepewnie złapał mnie za rękę mój mąż. Tak, nadal brzmiało to absurdalnie. Szybko mu ją wzięłam.
-Ymm... to ja może pójdę do kuchni i zrobię kolacje. - krzywo się uśmiechnęłam i pognałam w stronę pomieszczenia.
-Max.. ja nie wiem czy dam radę. - Nathan  usiadł na schodach i schował twarz w dłoniach.
-Stary, musisz. Jak nie Ty, to kto? Wszystko jest w Twoich rękach. - poklepał go po ramieniu i ruszył schodami na górę.
Tygodnie leciały jak z bicza strzelił, a mi nie było łatwo. Probowałam się przekonać do Nathana, ale idzie mi to ciężko. Na pewno, jest już lepiej, ale nie najlepiej. Gdy rano robiłam śniadanie, podszedł do mnie i nie pewnie objął od tyłu.
-Dzień dobry, co robisz? - wzdrygnęłam się, gdy poczułam jego zimne ręce i oddech na mojej szyi. Ale chcę się przełamać. Nie ruszyłam się.
-Jajecznicę, zjesz? - nie pewnie odwróciłam głowę w jego stronę tak, by spojrzeć mu w oczy.
-Jasne. - uśmiechnął się i zasiadł do stołu. Rozmawialiśmy o wszystkim o czym mogliśmy, byleby mi coś przypomnieć.
W południe poszliśmy na zakupy i wróciliśmy do domu, był wieczór. Noce wyglądają tak, że ja śpię na łóżku, a Nathan na podłodze, ale dzisiaj stało się inaczej.
-Nathan - przebudziłam się zdenerwowana
-Co jest? - spytał zaspany.
-Burza... boję się. - zaśmiał się
-Zawsze się bałaś.
-Mógłbyś... położyć się ze mną? - spytałam nie pewnie
-Pewnie. - jak na zawołanie wszedł do naszego łóżka i objął mnie swoimi ramionami. Przypomniało mi się. Jego zapach, jego perfumy, jego 'taktyka' obejmowania. Trwaliśmy chwilę w ciszy.
-Kocham Cię. - powiedziałam wtulając się w niego, pewna swoich słów. Czekałam na reakcję, ale niestety... spał jak zabity.

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 15

Patrzyłam się na nieznajomego mi chłopaka, a nie czekaj to Nathan, gra z moim bratem w zespole. Tylko co on do jasnej cholery tu robi?
-Amy ty nie wiesz kim jestem?
-Oczywiście, że wiem- Na jego twarzy pojawiła się ulga, ale długo ona nie trwała.- Jesteś kolegą z zespołu mojego brata.
-O obudziłaś się!- Podbiegł do mnie Max i mnie przytulił.
-Max, a ty co tu robisz? Miałeś być w Londynie- Uśmiechnęłam się do niego, ale jego mina spoważniała.
-Młody idź jak najszybciej po lekarza- Nie wiedziałam o co mojemu bratu chodzi.
-Dzień dobry, jak to dobrze, że się pani obudziła.- Powiedział wchodzący lekarz.
-Dzień dobry- Odpowiedziałam, a on zaczął mnie badać, świecił czymś po oczach, a potem kolejno odłączał kabelki.
-Jak się pani nazywa?
-Amy George.
-Ile ma pani lat?
-17- Lekarz spoważniał i zaczął uważnie mi się przyglądać. Max i Nathan też byli spanikowani.
-A który mamy rok?
-2010- Lekarz zaczął coś kreślić.
-Co się stało?- Krzyknęłam się gdy widziałam, że wszyscy się czymś zamartwiają i szpecą między sobą.
-Najprawdopodobniej cierpi pani na amnezję.
-Co? Nie możliwe, ja wszystko pamiętam.
-Niestety nie - lekarz zwrócił się do mnie poważnie- mamy 2013 rok.- Spojrzałam się na niego z niedowierzaniem.
-Tak, przyślę do pani psychiatrę, który lepiej to oceni, a panowie możecie stopniowo wprowadzać ją w wydarzenia które miały miejsce po 2010 roku.- Lekarz wyszedł i zostawił mnie w osłupieniu.
-Amy- podszedł do mnie Max.- Jestem twoim bratem.
-Wiem to- Odpowiedziałam i spojrzałam się na niego jak na głupka.
-A to jest Nathan, twój mąż- Wytrzeszczyłam oczy, nie mogłam uwierzyć w to co właśnie słyszałam.
-Niemożliwe, ja spotykam się z Joshem, to z nim miałam wziąć ślub.- W oczach Nathana pojawiły się łzy. Nie wytrzymał i wybiegł z sali. Było mi go szkoda. Spojrzałam na szafkę na której stało moje i jego zdjęcie. To co mówią może być prawdą, ale ja nic nie pamiętam. Wyglądaliśmy na takich szczęśliwych.
Przez następne parę godzin słuchałam o tym co się wydarzyło. Nie mogłam w to uwierzyć. Potem psychiatra potwierdziła amnezję. Była szansa, że mi przejdzie i wszystko sobie przypomnę musiałam wrócić tylko do mojego przedniego trybu życia.
-Przywiozłem ci trochę rzeczy- powiedział i położył torbę przy łóżku mój mąż. Boże to cały czas brzmiało tak absurdalnie.
-Przykro mi, że cię nie pamiętam. Na zdjęciu wyglądamy na szczęśliwą parę.- Chłopak wymusił uśmiech.
-Byliśmy nią, właśnie planowaliśmy powiększenie rodziny- widziałam ból w jego oczach- Gdybym nie dał ci poprowadzić tego pieprzonego samochodu.- Usiadł na krześle obok mojego brata, chciał złapać mnie za rękę, ale ją odsunęłam.
-TO na pewno nie twoja wina- Starał się go pocieszyć. Był załamany, jednak nie potrafiłam mu współczuć bardziej niż obcemu człowiekowi. Nie znałam go.
-Hej słyszeliśmy, że się obudziłaś- Wpadło jakiś trzech chłopaków. Ich też kojarzyłam tylko z widzenia. Ten pierwszy podszedł i mnie uściskał a ja nie wiedziałam jak się zachować.
-Coś wiadomo?- Zapytał się ten o ciemniejszej karnacji.
-Ma amnezje- Wszyscy nie mogli w to uwierzyć i dopytywali się jak to możliwe, a ja siedziałam zdezorientowana.
Nawet nie wiem kiedy ten tydzień minął. Dowiedziałam się wiele o moim obecnym życiu. Jestem zszokowana, że to wszystko tak się potoczyło, nigdy nie myślałam, że będę tym kim jestem. Nathan nie odstępował mnie na krok. Było mi go potwornie żal. Nie czułam teraz do niego nic a on mnie kochał. Powtarzał mi to codziennie. W pewnym momencie zaczęłam się czuć osaczona przez niego.
Dzisiaj wracałam do domu. Tam gdzie mieszkałam przed wypadkiem, spotkanie z tym miejscem może mi pomóc odzyskać wspomnienia. Jednak coraz bardziej zaczynałam w to wątpić.

Rozdział 14.

Wczoraj wieczorem, zadzwoniłam do mojej lekarki. Była moją znajomą, więc zgodziła się bez problemów na dzisiejszą wizytę. Znów coraz intensywniej zaczynaliśmy myśleć o dziecku. Jednak w mojej głowie, podejrzewam, że w Nathana też, nadal pozostał uraz psychiczny po ostatnich wydarzeniach. Wszystkie nasze próby o dziecko, kończyły się tak samo. Tragedią, dla nas obojga. W jednym momencie, chcę walczyć, mam nadzieję, że tym razem się uda... natomiast chwilę potem, znów nachodzi mnie zwątpienie. Jeśli znów stracę dziecko, nie wiem czy będę w stanie to przeżyć. A nawet jeśli, to jak z tym normalnie funkcjonować? Z taką świadomością? Że nie jestem w stanie dać szczęścia Nathowi? Mimo wszystko wiem, że nigdy mnie nie zostawi. Zawsze będzie mnie wspierał. Boję się tej wizyty, nie wiem jak to może się skończyć...
Po zjedzeniu śniadania, ubraniu się i wykonania porannej toalety, wsiedliśmy do samochodu. Nathan prowadził, ponieważ ostatnimi czasy na drogach nastąpiły pewne zmiany i musiał po prostu je objechać inną drogą. Wyczułam, że był równie mocno zdenerwowany jak ja. Pocieszaliśmy się siebie nawzajem, chociaż podejrzewam, że obydwoje, gdzieś w świadomości mieliśmy czarny scenariusz przed oczyma. Zaparkowaliśmy auto na parkingu, daliśmy sobie buziaka i MOCNO trzymając się za ręce, weszliśmy do szpitala. Kierowaliśmy się od razu pod gabinet dr. Bridget:
-Kochanie, nie denerwuj się, będzie dobrze. - mocno objął mnie swoimi silnymi ramionami i ucałował w czoło.
-Nathan, ja się boję... wiesz, że znowu może się to skończyć tak samo... - powiedziałam nerwowo pocierając kciukiem o jego dłoń.
-Ale się nie skończy. Damy radę. - pocieszający uśmiech rzucony w moją stronę z jego ust, dodał mi otuchy.
-Będę musiała wejść tam sama. Nie możesz być tam ze mną? Chcę tego. - spytałam się go, podnosząc głowę tak, by spojrzeć mu w oczy.
-Niestety, ale nie mogę. Też bym tego chciał. Ale pozostaje mi tylko czekanie tutaj na Ciebie. - bezradnie wzruszył ramionami i widać było, że na prawdę jest tym przejęty. Czekaliśmy jeszcze około 10 minut i staraliśmy poprawić sobie nawzajem humor. W miarę nam się udało. Gdy usłyszałam swoje nazwisko, jak na zawołanie dałam Nathanowi całusa i weszłam do gabinetu rzucając mu ostatnie spojrzenie. Pani doktor przeprowadziła mi wszystkie badania, jakie miała w planie. Wydrukowała ich wyniki i usiadła przy biurku, natomiast ja, na przeciw. Nerwowo zaczęłam przygryzać dolną wargę, po jej minie nie można było niczego wnioskować. Niczego.
-Błagam, niech Pani wreszcie coś powie. - uprzejmie ze strachem w oczach powiedziałam.
-Proszę się nie denerwować. Co my tu mamy... - wzięła kartki w ręce i zaczęła przeglądać - wychodzi na to, że wszystkie wyniki są w normie. Jedynie ma pani za mało witamin, ale to taki szczegół. Szczerze mówiąc, myślałam, że ta sprawa bardziej się skompikuje, a tu proszę - uśmiechnęła się i wreszcie spojrzała na mnie - jest pani zdrowa jak ryba. Podejrzewam, że jeśli oczywiście ma pani w planie starać się o dziecko, to nie ma najmniejszych przeszkód. Uważam, że tą ciążę uda nam się przeprowadzić do końca. Teraz sytuacja pozostaje w państwa rękach. - uśmiechnięta kobieta przekazała mi tak wspaniałe informacje, a ja patrzyłam się na nią z otwartą buzią i zdziwieniem, które po chwili zamieniło się w okrzyk radości. Dosłownie.
-Boże, ja Pani tak strasznie dziękuję. Oczywiście, że będziemy probować. I bardzo chciałabym, że Pani prowadziła moją ciążę. - uradowana wstałam z miejsca i uściskałam lekarkę.
-Tak tak, oczywiście. Damy rade. - zaśmiała się.
-Bardzo dziękuję, jeszcze raz, a teraz przepraszam, ale ja już muszę lecieć! - z wynikami w rękach kierowałam się w stronę drzwi
-Rozumiem, tatuś czeka. Do zobaczenia! - krzyknęła za mną, a ja wyleciałam z gabinetu. Na mój widok Nathan wstał z miejsca i bez słów do mnie podbiegł i uniósł ponad ziemię. Nie używaliśmy zbędnych słów. Gdy się uspokoiliśmy, Nathan przyparł mnie do ściany i zetknął moje czoło z jego. Patrzyliśmy sobie w oczy.
-Próbujemy. - powiedziałam zdecydowanie.
-Kocham Cię. - odparł i zauważyłam w jego oczach łzę. Starłam mu ją i namiętnie pocałowałam. Gdy opuszczaliśmy budynek, postanowiłam, że ja poprowadzę. W końcu zdałam niedawno na prawo jazdy.
-Kotku, zamiana ról. Proszę o kluczyki - wyciągnęłam w jego stronę ręke i poruszałam palcami
-Dobrze, dobrze - podniósł ręce w geście poddania. - Dzisiaj ewentualnie dam Ci poprawić moje kochanie. - potarł maskę samochodu
-Ej! - zaśmialiśmy się.
Zapamiętałam drogę, którą jechał Nathan, dlatego pojechałam tak samo. Ale skróciłam ją jeszcze, jadąc przez las. Gdy do niego dojeżdżaliśmy, czekały nas ostatnie światła. Na czerwonym skorzystaliśmy z okazji i już zaczęliśmy się do siebie dobierać, ale niestety klaksony innych kierowców wybiły nas z rytmu. Z niesamowicie dobrym humorem, zaczęliśmy się wygłupiać. Nath mnie łaskotał, ale nie mogłam się zacząć wyginać, bo przecież prowadziłam samochód. Gdy odwróciłam się w jego stronę, by go pocałować, usłyszałam tylko ostatni krzyk mojego męża:
-Amy! Uważaj! - i ciemność. Czułam się jak w jakimś zamkniętym, ciemnym pudełku. Lub pomieszczeniu. Nie widziałam nic innego, poza ciemnością. Nie wiem ile trwałam w takim uczuciu. Byłam sama, czy z Nathanem? W tym momencie nie funkcjonowałam normalnie. Obudziłam się po bliżej nieokreślonym czasie, a nad sobą miałam chłopaka, który trzymał moją dłoń i ze łzami w oczach mi się przyglądał. Nie wiem co mi było:
-Boże, kochanie, jesteś tu.. Kocham Cię - całował moją dłóń - halo! obudziła się! - zaczął krzyczeć na całą salę.
-Kim jesteś?

czwartek, 7 marca 2013

Rozdział 13

Rano próbowałam wstać, ale ból głowy sprawił że najchętniej nie ruszałabym się z łóżka. By przytulić się do Nathana przekręciłam się na drugi bok, ale ku mojemu zdziwieniu nie było tam mojego męża, tylko Jay. Świadomość tego że leżę z nim w łóżku sprawiła że bardzo szybko się podniosłam i wtedy odkryłam jeszcze jedną rzecz, że oboje jesteśmy nadzy. Czym szybciej się ubrałam i wybiegłam z pokoju jak oparzona. Czy ja się z nim przespałam? Gdzie wtedy był Nathan? Po głowie tylko takie myśli mi krążyły. Zbiegłam na dół i wtedy w salonie zobaczyłam mojego męża, Maxa, Sivęi Toma. Ulżyło mi że są w domu. Poszłam do kuchni i z apteczki wyjęłam aspirynę, połknęłam od razu dwie tabletki i usiadłam przy stole zastanawiając się co ja właśnie zrobiłam. Wszystko miało niestety marne skutki, bo nie pamiętałam nic odkąd wyszliśmy z klubu.
-Cześć siostra- Przestraszyłam się i wzdrygnęłam. On to zauważył i podejrzliwie się na mnie spojrzał.
-Hej
-Coś się stało?- Zapytał się i również zażył tabletki.
-Nie... chyba... mam nadzieję- Był jeszcze bardziej zdezorientowany.
-Czyli...
-Ale obiecaj że nikomu się nie wygadasz.
-Obiecuję- usłyszałam.
-Więc nie wiem czy przypadkiem nie zaszło coś między mną Jayem...
-Ale co? Jak to?- Tak zdziwionego,jednocześnie zmieszanego i ciekawo go jeszcze nie widziałam.
-Obudziłam się dzisiaj z nim w łóżku i oboje byliśmy nadzy...
-No siostra dałaś czadu.
-Chodzi o to że ja nie wiem czy cokolwiek się stało, i to jest najgorsze.- Zaczęłam płakać.
-Hej jak wszyscy wstaną to się wyjaśni, ktoś na pewno coś pamięta- Poklepał mnie po plecach.
-Oby...- Zaczęliśmy ogarniać. Gdy skończyliśmy, wróciłam na górę i powoli weszłam do pokoju w którym spał Jay. Miałam szczęście, albo nieszczęście że Jay już nie spał.
-Amy,co myśmy do cholery zrobili?- Spojrzał się na mnie.
-Czyli my...- moje serce zaczęło walić jak szalone.
-Wydzwanialiśmy do Roxy całą noc i wyzywaliśmy ją- dawno mi tak nie ulżyło.
-Więc my nie przespaliśmy się ze sobą?
-Co? Skąd ci coś takiego przyszło do głowy.
-Obudziłam się z tobą w łóżku i byłam naga.
-Wczoraj było ci tak gorąco ze się rozebrałaś a potem poszłaś spać.
-Dzięki Bogu- pocałowałam go w policzek i wybiegłam z salonu.
Od razu rzuciłam się na Nathana.
-Chcę mieć dziecko- powiedziałam mu.
-Ja też, ale wiesz jak chwilowo wygląda sytuacja.
-Pójdę do lekarza, zgodzę się na wszystko.- Na jego twarzy pojawił się uśmiech. To mogło oznaczać tylko, że coś kombinuje.