Łączna liczba wyświetleń

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 14.

Wczoraj wieczorem, zadzwoniłam do mojej lekarki. Była moją znajomą, więc zgodziła się bez problemów na dzisiejszą wizytę. Znów coraz intensywniej zaczynaliśmy myśleć o dziecku. Jednak w mojej głowie, podejrzewam, że w Nathana też, nadal pozostał uraz psychiczny po ostatnich wydarzeniach. Wszystkie nasze próby o dziecko, kończyły się tak samo. Tragedią, dla nas obojga. W jednym momencie, chcę walczyć, mam nadzieję, że tym razem się uda... natomiast chwilę potem, znów nachodzi mnie zwątpienie. Jeśli znów stracę dziecko, nie wiem czy będę w stanie to przeżyć. A nawet jeśli, to jak z tym normalnie funkcjonować? Z taką świadomością? Że nie jestem w stanie dać szczęścia Nathowi? Mimo wszystko wiem, że nigdy mnie nie zostawi. Zawsze będzie mnie wspierał. Boję się tej wizyty, nie wiem jak to może się skończyć...
Po zjedzeniu śniadania, ubraniu się i wykonania porannej toalety, wsiedliśmy do samochodu. Nathan prowadził, ponieważ ostatnimi czasy na drogach nastąpiły pewne zmiany i musiał po prostu je objechać inną drogą. Wyczułam, że był równie mocno zdenerwowany jak ja. Pocieszaliśmy się siebie nawzajem, chociaż podejrzewam, że obydwoje, gdzieś w świadomości mieliśmy czarny scenariusz przed oczyma. Zaparkowaliśmy auto na parkingu, daliśmy sobie buziaka i MOCNO trzymając się za ręce, weszliśmy do szpitala. Kierowaliśmy się od razu pod gabinet dr. Bridget:
-Kochanie, nie denerwuj się, będzie dobrze. - mocno objął mnie swoimi silnymi ramionami i ucałował w czoło.
-Nathan, ja się boję... wiesz, że znowu może się to skończyć tak samo... - powiedziałam nerwowo pocierając kciukiem o jego dłoń.
-Ale się nie skończy. Damy radę. - pocieszający uśmiech rzucony w moją stronę z jego ust, dodał mi otuchy.
-Będę musiała wejść tam sama. Nie możesz być tam ze mną? Chcę tego. - spytałam się go, podnosząc głowę tak, by spojrzeć mu w oczy.
-Niestety, ale nie mogę. Też bym tego chciał. Ale pozostaje mi tylko czekanie tutaj na Ciebie. - bezradnie wzruszył ramionami i widać było, że na prawdę jest tym przejęty. Czekaliśmy jeszcze około 10 minut i staraliśmy poprawić sobie nawzajem humor. W miarę nam się udało. Gdy usłyszałam swoje nazwisko, jak na zawołanie dałam Nathanowi całusa i weszłam do gabinetu rzucając mu ostatnie spojrzenie. Pani doktor przeprowadziła mi wszystkie badania, jakie miała w planie. Wydrukowała ich wyniki i usiadła przy biurku, natomiast ja, na przeciw. Nerwowo zaczęłam przygryzać dolną wargę, po jej minie nie można było niczego wnioskować. Niczego.
-Błagam, niech Pani wreszcie coś powie. - uprzejmie ze strachem w oczach powiedziałam.
-Proszę się nie denerwować. Co my tu mamy... - wzięła kartki w ręce i zaczęła przeglądać - wychodzi na to, że wszystkie wyniki są w normie. Jedynie ma pani za mało witamin, ale to taki szczegół. Szczerze mówiąc, myślałam, że ta sprawa bardziej się skompikuje, a tu proszę - uśmiechnęła się i wreszcie spojrzała na mnie - jest pani zdrowa jak ryba. Podejrzewam, że jeśli oczywiście ma pani w planie starać się o dziecko, to nie ma najmniejszych przeszkód. Uważam, że tą ciążę uda nam się przeprowadzić do końca. Teraz sytuacja pozostaje w państwa rękach. - uśmiechnięta kobieta przekazała mi tak wspaniałe informacje, a ja patrzyłam się na nią z otwartą buzią i zdziwieniem, które po chwili zamieniło się w okrzyk radości. Dosłownie.
-Boże, ja Pani tak strasznie dziękuję. Oczywiście, że będziemy probować. I bardzo chciałabym, że Pani prowadziła moją ciążę. - uradowana wstałam z miejsca i uściskałam lekarkę.
-Tak tak, oczywiście. Damy rade. - zaśmiała się.
-Bardzo dziękuję, jeszcze raz, a teraz przepraszam, ale ja już muszę lecieć! - z wynikami w rękach kierowałam się w stronę drzwi
-Rozumiem, tatuś czeka. Do zobaczenia! - krzyknęła za mną, a ja wyleciałam z gabinetu. Na mój widok Nathan wstał z miejsca i bez słów do mnie podbiegł i uniósł ponad ziemię. Nie używaliśmy zbędnych słów. Gdy się uspokoiliśmy, Nathan przyparł mnie do ściany i zetknął moje czoło z jego. Patrzyliśmy sobie w oczy.
-Próbujemy. - powiedziałam zdecydowanie.
-Kocham Cię. - odparł i zauważyłam w jego oczach łzę. Starłam mu ją i namiętnie pocałowałam. Gdy opuszczaliśmy budynek, postanowiłam, że ja poprowadzę. W końcu zdałam niedawno na prawo jazdy.
-Kotku, zamiana ról. Proszę o kluczyki - wyciągnęłam w jego stronę ręke i poruszałam palcami
-Dobrze, dobrze - podniósł ręce w geście poddania. - Dzisiaj ewentualnie dam Ci poprawić moje kochanie. - potarł maskę samochodu
-Ej! - zaśmialiśmy się.
Zapamiętałam drogę, którą jechał Nathan, dlatego pojechałam tak samo. Ale skróciłam ją jeszcze, jadąc przez las. Gdy do niego dojeżdżaliśmy, czekały nas ostatnie światła. Na czerwonym skorzystaliśmy z okazji i już zaczęliśmy się do siebie dobierać, ale niestety klaksony innych kierowców wybiły nas z rytmu. Z niesamowicie dobrym humorem, zaczęliśmy się wygłupiać. Nath mnie łaskotał, ale nie mogłam się zacząć wyginać, bo przecież prowadziłam samochód. Gdy odwróciłam się w jego stronę, by go pocałować, usłyszałam tylko ostatni krzyk mojego męża:
-Amy! Uważaj! - i ciemność. Czułam się jak w jakimś zamkniętym, ciemnym pudełku. Lub pomieszczeniu. Nie widziałam nic innego, poza ciemnością. Nie wiem ile trwałam w takim uczuciu. Byłam sama, czy z Nathanem? W tym momencie nie funkcjonowałam normalnie. Obudziłam się po bliżej nieokreślonym czasie, a nad sobą miałam chłopaka, który trzymał moją dłoń i ze łzami w oczach mi się przyglądał. Nie wiem co mi było:
-Boże, kochanie, jesteś tu.. Kocham Cię - całował moją dłóń - halo! obudziła się! - zaczął krzyczeć na całą salę.
-Kim jesteś?

1 komentarz:

  1. Nieeeee.... Klikamy STOP I PRZEWIŃ I STOP !
    Oj, no żeś skomplikowała ;//
    czekam na nn ;d

    OdpowiedzUsuń