Obudziłam się na kuchennym stole, leżałam na Nathanie, Jay stał przy otwartej lodówce już jakieś dobre pół godziny, Max gdzieś na schodach, Siva i Tom jako jedyni leżeli na ławce na tarasie. Co się wczoraj działo? Chyba każdy z nas zadał sobie to pytanie. Ale odpowiedź była prosta: topiliśmy smutki. Przynajmniej tak mi się wydawało. Wątpie, żeby któreś z nas pamiętało wydarzenia z wczorajszego dnia i żebyśmy mogli wszystko poskładać w jakąś jedną, logiczną całość. Nina pewnie u Mili i Petera. W sumie dobrze. Nie musi nas oglądać. Każde z nas było w bieliźnie, ale nie specjalnie komuś to przeszkadzało. Wstałam i podeszłam do szafki po tabletki, uderzając przy okazji Jaya w potylicę:
-Obudź się, człowieku.
-Eeehmmm. - i stał dalej. Wzruszyłam ramionami i połknęłam lekarstwo. Stwierdziłam, że może dzisiaj pójdziemy jeszcze na imprezę. Skoro nie mamy żadnych dzieciaków na głowie, to trzeba wykorzystać okazję. Każdy po kolei zaczął się budzić. Jay w końcu oderwał się od lodówki. Pocałowaliśmy się z Nathanem i ruszyliśmy do sypialni, żeby się ubrać. Nie było problemu z wybraniem ubrań, więc uśmiechnięci zeszliśmy na dół, gdzie na stole stało już śniadanie. Płatki. W sumie nikt nie miał chyba ochoty na coś innego, więc byliśmy zgodni. Poinformowałam o imprezie. Chłopacy chyba też chcieli skorzystać z tymczasowej wolności, więc zgodzili się bez problemu. Chyba udało nam się poprawić humor Jaya. Jest tylko jedna rzecz, o której nie mówiłam nikomu... ale w tej sytuacji to już raczej nieważne. Dzień minął nam w sumie na sprzątaniu domu, ja tylko wyruszyłam jeszcze po jakąś sukienkę. Wróciłam szybko. Przebraliśmy się i o 21.00 wyszliśmy z domu. Szliśmy na nogach. Spodziewaliśmy się jak ta impreza się skończy, więc nie chcieliśmy kusić losu jadąc samochodem. Zabawa była super, chłopacy dbali o drinki, a nogi same rwały się na parkiet. Żadne z nas nie siedziało. Wszyscy się bawili. I o to w gruncie rzeczy chodzi. Nie chcieliśmy wychodzić, ale musieliśmy... byłam pijana jak nigdy. Przynajmniej tak mi opowiadali. A skoro nie pamiętam, to chyba serio musiało być grubo. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się po sobie, że w 2 dni potrafię wlać w siebie taką ilość alkoholu. Ale nie byłam jedyna i to mnie broni. Wyglądaliśmy trochę dziwnie, gdyby tak na nas patrzeć. Jedna dziewczyna i pięciu dorosłych facetów. Natomiast my wszyscy już tak się przyzwyczailiśmy do swojej obecności, że nie mieliśmy nic przeciwko temu. Nogi zaczęły mnie boleć, więc zdjęłam szpilki i szłam na boso. Zaczął padać deszcz. Jeszcze tego nam brakowała. Ale jednak i w takiej sytuacji potrafiliśmy znaleźć coś pozytywnego. " Deeeeeeensing in de łreeeeeeeejn " Tak. Z pewnością takie słowa słyszała cała ulica:
-Wiesz co, Jay, ta Roxa to mi się od początku wydawała taka dziwna - mówiłam z butelką wódki trzymaną w dłoniach i opierając się o Nathana.
-Ale... co? - chyba nie za bardzo kontaktował.
-No bo popatrz... - chwiejnym krokiem do niego podeszłam, a reszta chłopaków szła z tyłu. Z tego co w tamtej chwili potrafiłam zrozumieć, to opisywali tyłki swoich dziewczyn. Tak. Na pewno. Nie ważne. - Jayu, mój kochany, bo jak jest biała dziewczyna i czarny chłopak, to bobas też będzie raczej czarny, nie? - spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać. On też.
-Amy.. haha, no ale wiesz, ja jestem biały chyba - gestykulował rękami.
-Ale nie nie nie - machałam mu palcem przed twarzą - bo ona przecież z czarnym chłopakiem spała! w sensie no wiesz, murzynem. I to no nie byłeś Ty, no. - mówiłam, jakby to było oczywiste.
-Ale jak.. skąd wiesz.. byłaś z nimi? hah - zaczęliśmy się śmiać.
-W sumie.. zawsze chciałam patrzeć na osoby, które uprawiają seks, ale nie, chyba mnie nie było. Chyba mi to mówiła raczej. - niósł mnie na "baranach" już od jakiegoś czasu i prawie zasypiałam.
-Hahaha, to świetnie. Czyli.. jak to się mówi, no ... wyleciało mi słowo... o ! zdradziła mnie? - spytał.
-Mhhhmmm - odpowiedziałam już praktycznie śpiąc na jego ramionach. Żadne z nas nie wiedziało, co przed chwilą powiedziało. Amy zdradziła sekret, który nie powiinien ujrzeć światła dziennego, a Jay nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
Łączna liczba wyświetleń
środa, 30 stycznia 2013
niedziela, 27 stycznia 2013
Rozdział 11
Gdy przetransportowałam Maxa do
pokoju, zeszłam po Nathana. Z nim miałam odrobinę większe kłopoty. Jednak w
końcu udało mi się przekonać żeby położył się do łóżka. Zdjęłam mu buty i
położyłam się obok.
Nazajutrz obudziłam się dość
wcześnie. Gdy wstałam jeszcze wszyscy spali. Poszukałam aspiryny, i
przygotowałam dwie szklanki z wodą, miodem i cytryną, jeden ze sposobów mojego
dziadka na kaca. Na śniadanie przygotowałam lekkie kanapki z twarożkiem i
szczypiorkiem. Rozłożyłam wszystko na dwie tace, i zaniosłam na górę. Moje
wyczucie było takie, że trafiłam akurat na pobudkę Natha. Dałam mu buziaka i
postawiłam przed nim wszystko.
-Jesteś kochana- Pocałował mnie
jeszcze raz i wziął tabletki- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
Uśmiechnęłam się i poszłam zanieść
śniadanie Maxowi, który również już nie spał.
Gdy skończyłam ich oporządzać,
poszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic.
-Nie mogłeś poczekać aż skończę?-
Zapytałam się Natha który właśnie się do mnie przyłączył.
-Nie… bo wtedy nie mógłbym zrobić
tego- Przysunął się do mnie i pocałował. Jego ręka zaczęła błądzić po moich
plecach. Kochaliśmy się namiętnie pod prysznicem, a dopiero potem wykapaliśmy,
więc nie było nas przez około godzinę.
Zeszliśmy na dół i przyłączyliśmy
się do Maxa, który oglądał telewizję.
-Gdzie jest Nina?
-Przed chwilą Michelle po nią
przyjechała.- Powiedział to z takim spokojem, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
-Ale jak to?
-Normalni, wywalczyła w sądzie co
drugi weekend.
-I przyjąłeś to tak po prostu.
-Amy, to jest jej matka, czy mi się
to podoba czy nie zawsze nią będzie, a Nina jej potrzebuje.- Nie do końca
rozumiałam jego zachowanie.
Spokojny i nudny dzień przerwał nam
sms od Jaya.
„Roxa zaczęła rodzić, jedziemy do
szpitala. Będę ojcem!!!”
Ucieszyliśmy się i gdy tylko
zdążyliśmy się ogarnąć pojechaliśmy do szpitala. Siedzieliśmy dłuższą chwilę
przed salą do puki nie wybiegł wzburzony Jay. Po jego policzkach spływały łzy,
zaczął biec. Chłopaki nie zdążyli zareagować jednak ja pobiegłam za nim. Chwilę
mi zajęło zanim go dogoniłam.
-JAY!!! JAY!!!- Złapałam go za
ramie i zmusiłam by się na mnie spojrzał.- Co się stało?
-To nie jest moje dziecko!!!-
Krzyknął, nie bardzo wiedziałam z kont on to może wiedzieć.
-Ale…- Nie dał mi dokończyć
-To dziecko jest czarne!!!
Czarne!!!-Przytuliłam chłopka, który cały czas płacząc się we mnie wtulił.
Staliśmy tak z dobre dziesięć minut. Potem wezwaliśmy taksówkę i pojechaliśmy
do minie. W między czasie wysłałam chłopakom smsa z opisem tego co się stało.
Oni również po dwudziestu minutach
do nas dołączyli. Przygotowałam obiad, i po zjedzonym posiłku ustaliliśmy że
Jay zamieszka z nami.
Gdy mój mąż z moim bratem pojechali
po jego rzeczy ja poszłam po alkohol, wiedziałam że to mu pomoże.
-Zawsze wiesz co zrobić żeby ktoś
poczuł się lepiej.-Do kieliszków zaczęła strumieniami lać się wódka. Piliśmy
jeden kieliszek za drugim co sprawiło że gdy wrócili my byliśmy porządnie
nawaleni.
*****
Przepraszam że tak późno, ale miałam małe urwanie głowy.
wtorek, 22 stycznia 2013
Rozdział 10.
Rano musieliśmy się szybko ogarnąć i wyjechać z hotelu, ponieważ lot był jednak o godzinie 9.00. Dzisiaj obydwoje mieliśmy wyjątkowo dobre humory, wszystko nas rozśmieszało, ale to chyba jednak dobrze. Gdy już zajęliśmy swoje miejsca w samolocie, zaczęliśmy się wydurniać. Wszyscy się na nas dziwnie patrzyli, ale jakoś nam to jednak nie przeszkadzało w dalszej zabawie. Z bolącymi brzuchami od śmiechu, na szczęście pasażerów-uspokoiliśmy się. Nath wyciągnął tablet, objął mnie ramieniem, ja się w niego wtuliłam i zaczęliśmy oglądać "Avatara". Film właśnie dobiegał końca, a po chwili obok nas znalazła się ta sama dziewczynka, co prosiła Natha o autografy w restauracji. Ucieszyła się na nasz widok, ponieważ znowu spotkała swojego idola. Nam i tak się zaczynało nudzić, więc pojawienie się jej wniosło na nasze twarze szerokie uśmiechy. Zaczęliśmy z nią rozmawiać. Mała czuła się już na tyle swobodnie, że wzięłam ją na ręce i posadziłam na fotelu pomiędzy nami. Nath zaczął nas obydwie łaskotać, ale ja już nie wytrzymałam, dlatego powiedziałam stop. Natomiast jemu i Lilce chyba taki pomysł do głowy nie przyszedł. Teraz zauważyłam, że jedynymi ludźmi, którzy nas nie wytykali palcami, byli właśnie rodzice Lilki. Bardzo serdeczni ludzie. Poczułam, że możemy się jakoś zaprzyjaźnić, dlatego pomachałam im i i gestem ręki zaprosiłam do nas. Resztę podróży rozmawialiśmy. W końcu dotarliśmy do domu. Max miał na początku wyrzuty, że nie daliśmy znaku życia, ale po chwili mu minęło i ukradł mi Nathana, pod pretekstem, że nikt nie chciał i nie chce się z nim napić. Stwierdziłam, że jak mus to mus, zaśmiałam się, dałam im buziaki w czoło i pognałam do pokoju Niny:
-Ciocia! Stęskniłam się! - mała do mnie podbiegła i przytuliła
-No hej! Ja za Tobą też rybko - ucałowałam ją za te wszystkie dni, przez które się nie widziałyśmy.
-Tatuś mówił, że obok w domku wprowadził się ktoś nowy. Pójdziemy zobaczyć? - Nina ochoczo klasnęła w dłonie.
-Serio? No pewnie, że idziemy.
Poinformowałyśmy, że idziemy, choć i tak wątpie, żeby coś zapamiętali, bo już byli dosyć wstawieni. No ale cóż, facet to facet. Zaśmiałam się do Niny, zapięłam bluzę i wyszłyśmy. Okazało się, że nowym sąsiadem jest Lilka! wraz ze swoimi rodzicami. Nie ukrywaliśmy zaskoczenia. Ale oczywiście tego pozytywnego. Mila i Peter to strasznie mili i gościnni ludzie. Lilka z Niną już się ze sobą bawiły i widać było, że się polubiły. Stwierdziliśmy, że będziemy mówić sobie na "Ty" ponieważ dziwnie to tak pan/pani. Zaprosiłyśmy ich do siebie i powiedzieli, że przy najbliższej okazji, bardzo chętnie skorzystają z zaproszenia. Chciałam nawet wziąć Lilkę do nas na noc, bo Nina mnie poprosiła, ale rzeczywiście było już późno, a Mila chciała już małą ułożyć do snu. Rozmawialiśmy na różne tematy, zaczynając od życia jeszcze w "starym świetle" , przez Nathana, przez całe TW, poprzez Ninę, kończąc na dzisiejszym przyjeździe. Również starałam się ich poznać i jakoś tak, nie czułam przy nich skrępowania. Nina już praktycznie zasypiała i do pokoju wniosłam już ją śpiącą. Teraz tylko do przetransportowania zostali mi Max i Nathan, którzy jutro nie będą już raczej nic pamiętać.
_____________________________________
bez komentarza po prostu..
-Ciocia! Stęskniłam się! - mała do mnie podbiegła i przytuliła
-No hej! Ja za Tobą też rybko - ucałowałam ją za te wszystkie dni, przez które się nie widziałyśmy.
-Tatuś mówił, że obok w domku wprowadził się ktoś nowy. Pójdziemy zobaczyć? - Nina ochoczo klasnęła w dłonie.
-Serio? No pewnie, że idziemy.
Poinformowałyśmy, że idziemy, choć i tak wątpie, żeby coś zapamiętali, bo już byli dosyć wstawieni. No ale cóż, facet to facet. Zaśmiałam się do Niny, zapięłam bluzę i wyszłyśmy. Okazało się, że nowym sąsiadem jest Lilka! wraz ze swoimi rodzicami. Nie ukrywaliśmy zaskoczenia. Ale oczywiście tego pozytywnego. Mila i Peter to strasznie mili i gościnni ludzie. Lilka z Niną już się ze sobą bawiły i widać było, że się polubiły. Stwierdziliśmy, że będziemy mówić sobie na "Ty" ponieważ dziwnie to tak pan/pani. Zaprosiłyśmy ich do siebie i powiedzieli, że przy najbliższej okazji, bardzo chętnie skorzystają z zaproszenia. Chciałam nawet wziąć Lilkę do nas na noc, bo Nina mnie poprosiła, ale rzeczywiście było już późno, a Mila chciała już małą ułożyć do snu. Rozmawialiśmy na różne tematy, zaczynając od życia jeszcze w "starym świetle" , przez Nathana, przez całe TW, poprzez Ninę, kończąc na dzisiejszym przyjeździe. Również starałam się ich poznać i jakoś tak, nie czułam przy nich skrępowania. Nina już praktycznie zasypiała i do pokoju wniosłam już ją śpiącą. Teraz tylko do przetransportowania zostali mi Max i Nathan, którzy jutro nie będą już raczej nic pamiętać.
_____________________________________
bez komentarza po prostu..
sobota, 19 stycznia 2013
Rozdział 9
Poszliśmy
na śniadanie. W powietrzu unosiła się przyjemna woń świeżo
smażonych naleśników.
-Uwielbiam
być u rodziców… te śniadania- rozmarzył się Nathan.
-Rozumiem
że moje ci nie odpowiadają- zażartowałam sobie.
-Dobrze
wiesz że to nie to samo.- Uśmiechnął się i dał mi buziaka.
Weszliśmy do kuchni i usiedliśmy przy stole.
-O
jak dobrze że już wstaliście.- Uśmiechnęła się kobieta i
położyła przed nami talerze z pysznie przygotowanym jedzeniem.
Zaczęliśmy jak głupi zajadać się domowymi specjałami.- Bardzo
fajnie że się pogodziliście, jesteście dla siebie po prostu
stworzeni.
-Wiem-
powiedział Nathan- Amy jest miłością mojego życia i nic tego nie
zmieni.- Powiedział i posłał mi szeroki uśmiech. Zrobiło mi się
strasznie miło, ja też go kochałam. Bardziej niż mogłam to sobie
wyobrazić. Zrobiłabym dla niego wszystko, absolutnie wszystko.
Pomogliśmy
posprzątać po śniadaniu, a potem wtuleni leniuchowaliśmy na
kanapie oglądając głupie programy plotkarskie.
-Jeszcze
raz cię za to wszystko przepraszam, powinienem był ci w to uwierzyć
-Daj
spokój, przepraszałaś mnie całą noc, już wystarczy, przecież
ci wybaczyłam. Spojrzałam na niego i namiętnie go pocałowałam.
-Wiem,
ale mimo wszystko mam wyrzuty sumienia.
-Uznajmy
ten temat za skończony- powiedziałam i wtuliłam się w niego.
-A
tak poza tym to nie możesz wybierać jakiś bliższych miejsc? Jak
nie USA to Francja
-Przecież
chodziło mi o to żebyś mnie nie znalazł, jednak zawsze o czymś
zapominam i ty mnie wtedy mnie odnajdujesz.
-Znajduję
cię dlatego bo cię kocham, i nigdy się ode mnie nie uwolnisz.
- Pogodziłam
się już z tym A korzystając że jesteśmy w najpiękniejszym
mieście na świecie może pozwiedzalibyśmy trochę?- Poderwałam
się z kanapy.
-Chyba
wolę spędzić ten czas z tobą w łóżku
-No
choć… proszę
-No
nich ci będzie- Poszliśmy do pokoju się ubrać. Umalowałam się
delikatnie i uderzyliśmy na miasto. Cały dzień chodziliśmy i
zwiedzaliśmy te popularniejsze zabytki. Na deser zostawiliśmy sobie
wierzę Eiffla. Wjechaliśmy na górę i w tych wszystkich
światełkach pocałowaliśmy się. Był to jeden z tych wspaniałych
romantycznych pocałunków które pamięta się do końca życia.
Godzinę
później z powrotem byliśmy w domu.
-Powiem
ci że jestem z ciebie dumny- Powiedział i poszliśmy do naszej
tymczasowej sypialni.
-A
to niby czemu?- Spojrzałam się na niego podejrzliwie.
-Nie
zaciągnęłaś mnie do ani jednego sklepu.
-Hahaha…
bardzo śmieszne- Udałam focha. On podszedł i mnie pocałował.
Raz, drugi potem trzeci. Zaczęliśmy namiętnie się całować i po
chwili oddaliśmy się w przyjemne objęcia przyjemności.
Rano
wstałam pierwsza. Nie chciałam go budzić wiec po ciuchu zarzuciłam
na siebie pierwsze lepsze ubrania i wyślizgnęłam się z pokoju. Na
dole zaczął dzwonić telefon, nikogo prócz nas nie było w domu
wiec postanowiłam odebrać.
-Halo
-Dzień
dobry mogę pro… Amy?- Zapytał się lekko zdziwiony Max.
-Tak.
-Jest
z tobą Nath?
-Tak
tylko śpi
-Boże
nawet nie masz pojęcia jak się cieszę że się pogodziliście, ale
czy wy do jasnej cholery nie macie telefonów by zadzwonić i
powiedzieć że wam nic nie jest?
-Przepraszamy
zapomnieliśmy, byliśmy zajęci.
-Ja
już wiem czym by byliście zajęci- Uśmiechnęłam się mimowolnie-
Za ile wrócicie?
-Nie
wiem dokładnie, ale niedługo.
-Ok,
do zobaczenia.
-Pa-
odłożyłam słuchawkę. Zaczęłam krzątać się po kuchni.
Przyrządziłam jajecznicę. Nawet nie zauważyłam kiedy Nath
przyszedł i objął mnie od tyłu.
-Dzień
dobry kochanie
-Witaj-
Odwróciłam się i go pocałowałam. Jednak on miał ochotę na
więcej. Zaczął całować mnie po szyi i dekolcie. Ja odchyliłam
głowę do tyłu. Po chwili mnie podniósł i posadził na blat.
-Błagam
nie w mojej kuchni- Powiedziała jego mama która ni stąd ni zowąd
znalazła się w domu. Zrobiło mi się wstyd i zaczerwieniłam się.
Nath był również wyraźnie skrępowany.
-Część
mamo.
-Cześć-
Uśmiechnęła się promienie kobieta. -Kiedy wracacie do Anglii?
-A
co? Już się chcesz ans pozbyć?- Spojrzał się na nią mój mąż.
-Tak
trochę, miło było was widzieć i w ogóle, cieszę się że
przyjechaliście, ale mam plany.- Zaczęłam się śmiać widząc
zszokowanął minę Natha.
-Nigdy
nie myślałem ze wyrzucisz mnie z domu
-Ja
cię nie wyrzucam, ja chcę żebyś już sobie pojechał,
pogodziliście się jest wszystko dobrze.
Sprawdziliśmy
potem godziny odlotów. Mieliśmy farta że o 17:00 mieliśmy lot.
Spakowaliśmy się wyściskaliśmy z mamą i pojechaliśmy na
lotnisko.
Staliśmy
w kolejce po bilety i wtedy usłyszeliśmy.
-Nie
ma już biletów na ten lot, następny jest dopiero jutro w południe-
Nam obojgu to nie było na rękę.
-Jak
to nie ma? Na pewno nic nie da się zrobić?
-Przykro
mi- Zrezygnowani odeszliśmy od kasy.
-To
wracamy, czy idziemy do hotelu?
-Do
Hotelu, Bóg jeden wie co ona robi, wolę nie ryzykować- Zaśmiałam
się i poszliśmy do najbliższego Hotelu. Zameldowaliśmy się bez
problemu i udaliśmy się do apartamentu., gdyż normalne pokoje nie
były wolne.
Godzinę
później udaliśmy się do restauracji. Zamówiliśmy sobie posiłki
i czekaliśmy na ich przygotowanie.
-O
MÓJ BOŻE TO NATHAN Z THE WANTED!!!- Zaczęłam podskakiwać jakaś
mała dziewczynka. Uśmiechnęłam się na jej widok, i z poziomu
zafascynowania zespołem. Natomiast jej rodzice byli widocznie lekko
zakłopotani.- KOCHAM CIĘ JESTEŚ MOIM ULUBIONYM CZŁONKIEM
ZESPOŁU-Powiedziała i podbiegła się do niego przytuliła, nie
czekając na jakąkolwiek jego reakcje. Miała na oko z osiem lat. A
cała ta sytuacja wydała mi się strasznie komiczna.
-Dziękuję,
ja też kocham wszystkich naszych fanów- Odpowiedział i uśmiechnął
się do dziewczynki.
-Mamo
mogę zjeść kolację z nimi, proszę proszę proszę- Zrobiła minę
zbitego szczeniaczka. Rodzice byli coraz bardziej zakłopotani, i nie
wiedzieli jak się zachować.
-Pan
na pewno chcę odpocząć, chodźmy mu nie przeszkadzajmy.
-Przeszkadzam
ci?- Zwróciła się do Nathana. Patrzyła się na niego takim
wzrokiem ze nie było innej możliwości by odpowiedział inaczej niż
to zrobił.
-no
oczywiście ze nie, i byłbym zaszczycony móc zjeść z tobą
kolację.
-Dziewczynką
uśmiechnęła się do niego i za chwilę zajęła miejsce obok. Jej
rodzice zaczęli mnie przepraszać, ale ja zaczęłam się śmiać i
tłumaczyć ze nic się nie stało.
Gdy
skończyliśmy jeść, pożegnaniu nie było końca. Zrobili sobie
razem chyba z milion zdjęć i on złożył autograf na każdym
przyzwoity skrawku jej ciała i przy okazji na dwudziestu serwetkach.
Część ludzi zorientowała się że jest on sławny, i nie ważne
czy go znali czy nie, prosili o autograf czy zdjęcie.
Gdy
udało nam się wyrwać opadliśmy zmęczeni na łóżku.
-Ciężki
wieczór- powiedział. Chciałam z nim porozmawiać, ale po chwili
usłyszałam jego chrapanie. Pocałowałam go i również położyłam
się spać.
piątek, 18 stycznia 2013
Rozdział 8.
********************************NATHAN***************************************
Nie! Człowieku, ogarnij się! Nie możesz tak po prostu sobie odpuścić! Ona jest kobietą Twojego życia! Walcz! Myśl racjonalnie... nie masz karty kredytowej w portfelu, w związku z czym, Amy musiała wziąć Twoją przez pomyłkę! - trząsł mną Max. Jego słowa dudniły mi w głowie. Przemyślałem to wszystko jeszcze raz i:
-BINGO! W banku można się dowiedzieć, gdzie obecnie znajduje się karta! - otworzyłem szeroko oczy i gestykulowałem rękoma w stronę Maxa:
-Cieszę się stary, że w końcu doszedłeś do tak banalnej rzeczy, ale teraz CIŚNIJ DO BANKU! - pobudził mnie Jay, który niemal wywalił mnie za drzwi. W mgnieniu oka dostałem się do banku, była duża kolejka, ale ja nie mogłem czekać... biegłem wzdłuż bramek odgradzających, raz po raz przepraszając ludzi, którzy mieli do mnie pretensje i wyzywali od gówniarzy "serio? -,-". Nie zważałem na to. Dowiedziałem się, gdzie jest-Paryż! "Boże, Amy.. nie możesz wybierać bliższych miejsc?". Taka właśnie myśl przeszła mi przez głowę. Kierunek: lotnisko. Gdy spojrzałem na tablicę wylotów... spóźniłem się. Stałem na środku lotniska i nie wiedziałem co mam zrobić. Przed oczyma miałem moją Amy. Nie daruję sobie, jeśli coś jej się stanie. Mimo tego głupiego samolotu, mimo tego, że zaparkowałem źle samochód i policja zaraz mi go odholuje, mimo tego, że mogę jej nie odzyskać, mimo wszystko, nie mogę odpuścić. Jeśli kolejny lot jest dopiero za 2 dni, to ja nie mogę tutaj tak stać bezczynnie. Na ten czas muszę zatrzymać się u rodziców (mieszkają niedaleko, a ich miasteczko jest tak małe, że zalicza się do Paryża, ponieważ jest to jedyny i bliski tego miasta kraj). Dojadę około północy, trudno. "Debil, idiota..."
************************************AMY***********************************
Totalnie nie znam Paryża, dlatego weszłam do pierwszego lepszego budynku, który choć w małym stopniu przypominał mi hotel. Duży hol, windy, kanapy, recepcjonistki, spora kolejka... zdecydowanie hotel. Stojąc w niej, rozmyślałam nad całą zaistniałą sytuacją. Zabolało mnie to wszystko... ale przecież życie bez Nathana, nie ma najmniejszego sensu. Pić, palić, Bóg wie co jeszcze i chociaż na chwilę o tym zapomnieć? Stoczyć się na dno? Nie widzę innego rozwiązania.
Moja kolej, sięgam po portfel i... ukazuje mi się karta kredytowa Natha. "Świetnie". Recepcjonistka wyglądała jakby znajomo... ale tu, w Paryżu, kto może być znajomym? Mniejsza:
-Proszę imię, nazwisko i dowód osobisty. - głos starszej kobiety, której twarz była zapatrzona w uzupełnianie papierów. W końcu na mnie spojrzała. Dobrze znana mi osoba, a mianowicie-mama Nathana:
-Dziecko... co Ty tu robisz? Na wakacje przyjechaliście? Gdzie masz Natha? - kobieta wyszła zza biurka i z uśmiechem na ustach zaczęła mnie ściskać zadając te wszystkie pytania. Łzy mimowolnie zaczęły mi spływać po twarzy. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Na koniec poprosiłam tylko o dyskrecję, żeby nie mówiła nic ani Nathowi, ani tacie. Z tym drugim nie było problemu, ponieważ był na wyjeździe. Kobieta nie pozwoliła, żebym spała w hotelu i powiedziała, że zatrzymam się u nich w domu. Rozumiała, że musimy ochłonąć. W przeszłości przeżywała podobne rozterki z tatą. Właśnie kończyła zmianę. W drodze do domu dowiedziałam się o nowej pracy mamy, a na koniec stwierdziła:
-Amy, Nathan nie odpuści. Kocha Cię, jesteś dla niego wszystkim.
-Oj mamo... odpuści, zobaczysz. On mi już nawet nie ufa. - mówiłam łamiącym się głosem. Gdy zjadłyśmy kolację, poszłam do pokoju Natha... starego pokoju, w którym spał, jak nie należał jeszcze do TW. Wróciły wspomnienia z czasu, gdy zabrał mnie tutaj pierwszy raz.
Wykąpałam się, usłyszałam dobranoc i ze łzami w oczach ułożyłam się do snu.
Godzina 23:30 i głośne pukanie do drzwi. Mama spała w najlepsze na górze, a ja, z racji tego, że pokój był na dole, musiałam pokonać swój strach przed wstaniem, przejściem przez ciemny dom i otwarciem drzwi, prawie, że w środku nocy. Pukanie, wręcz walenie w drzwi trwało już dobre 10 minut. Otwarłam je... i zamarłam. Przed nimi stał Nathan. Wyglądał okropnie. Był zmęczony, ubrany zaledwie w t-shirt i spodnie dresowe z przepuchniętymi oczami od płaczu. Było to widać. Było widać, że cierpi. Rzadko można było to u niego zauważyć. Był wykończony jak nigdy. Opierał się rękoma o futrynę drzwi i spojrzał na mnie. Od razu się jakby ocucił. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, z resztą ja miałam podobną minę. Nie wierzyłam w to. Miałam mieszane uczucia. Puściłam trzymane drzwi i z otwartą buzią osunęłam się po ścianie, odgarniając wszystkie włosy do tyłu. Nath podszedł do mnie i ukucnął:
-Amy, wybacz mi.
-Nie.
-Błagam, popełniłem błąd, wybacz mi. - chciał mnie przytulić.
-Nie. - wstałam z podłogi i ruszyłam w stronę pokoju, zamykając drzwi na klucz. Słyszałam tylko głośne przeklnięcie i uderzenie pięścią w ścianę. Co ja robię? Przecież ja nie mogę bez niego żyć?!
***********************************NATHAN**************************************
Nie, nie odpuszczę.
Wszystko, tylko nie Amy...
*********************************************************************************
Nath poszedł się położyć do pokoju gościnnego, natomiast Amy w tym czasie zastanawiała się nad swoim zachowaniem, cicho płacząc w poduszkę.
**************************************AMY***************************************
Nie. Nie potrafię. Nie potrafię bez niego żyć. Nie możemy żyć osobno, w dwóch różnych domach, pokojach. Po prostu tak się nie da. Idę do niego. Nie wiem jeszcze co zrobię, ale idę. Uklękłam przed kanapą, na której spał i przejechałam delikatnie opuszkami palców po jego ramieniu. Uśmiechnął się:
-...Amy... - mówił przez sen. Teraz i na mojej twarzy zagościł uśmiech. Nie potrafię mu nie wybaczyć. Kocham Go. Położyłam się obok kanapy na dywanie i w ten sposób zasnęłam.
6 GODZIN PÓŹNIEJ
"Nie najgorzej na tym dywanie". Nagle się przebudziłam. Coś mnie przytłaczało... a mianowicie był to Nathan, który na mnie leżał. Byłam zdezorientowana trochę... trochę bardzo. No tak, wstawał, przewrócił się i wylądował na mnie:
-Matko, Amy, co Ty tutaj robisz?
-Nie wiem. - odpowiedziałam mu szeptem z wielkimi oczyma od płaczu.
-Przepraszam. - wydukał. Widać było, że mu zależy. Już mu prawie uległam. Uśmiechnęłam się. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Oderwałam się od niego:
-Kocham Cię. - wypowiedziałam z poczuciem jakbym odzyskała i uratowała cały świat. Bo to Nath nim był.
Reszta poranka potoczyła się na łóżku, w pokoju Natha. Słowom "Kocham Cię" i "przepraszam" nie było końca...
"Jednak razem na zawsze."
______________________________________________
eh... jakiś dziwny mi się wydaje, no ale ok o.O trochę długi...
nie wiem czy dobrze go napisałam...
no ale trudno.
proszę o komentarze, bo jak już wcześniej wspomniałam-motywacja do dalszej pracy :) więc jeśli czytacie, to zostawcie coś po sobie :) DZIĘKI!
Nie! Człowieku, ogarnij się! Nie możesz tak po prostu sobie odpuścić! Ona jest kobietą Twojego życia! Walcz! Myśl racjonalnie... nie masz karty kredytowej w portfelu, w związku z czym, Amy musiała wziąć Twoją przez pomyłkę! - trząsł mną Max. Jego słowa dudniły mi w głowie. Przemyślałem to wszystko jeszcze raz i:
-BINGO! W banku można się dowiedzieć, gdzie obecnie znajduje się karta! - otworzyłem szeroko oczy i gestykulowałem rękoma w stronę Maxa:
-Cieszę się stary, że w końcu doszedłeś do tak banalnej rzeczy, ale teraz CIŚNIJ DO BANKU! - pobudził mnie Jay, który niemal wywalił mnie za drzwi. W mgnieniu oka dostałem się do banku, była duża kolejka, ale ja nie mogłem czekać... biegłem wzdłuż bramek odgradzających, raz po raz przepraszając ludzi, którzy mieli do mnie pretensje i wyzywali od gówniarzy "serio? -,-". Nie zważałem na to. Dowiedziałem się, gdzie jest-Paryż! "Boże, Amy.. nie możesz wybierać bliższych miejsc?". Taka właśnie myśl przeszła mi przez głowę. Kierunek: lotnisko. Gdy spojrzałem na tablicę wylotów... spóźniłem się. Stałem na środku lotniska i nie wiedziałem co mam zrobić. Przed oczyma miałem moją Amy. Nie daruję sobie, jeśli coś jej się stanie. Mimo tego głupiego samolotu, mimo tego, że zaparkowałem źle samochód i policja zaraz mi go odholuje, mimo tego, że mogę jej nie odzyskać, mimo wszystko, nie mogę odpuścić. Jeśli kolejny lot jest dopiero za 2 dni, to ja nie mogę tutaj tak stać bezczynnie. Na ten czas muszę zatrzymać się u rodziców (mieszkają niedaleko, a ich miasteczko jest tak małe, że zalicza się do Paryża, ponieważ jest to jedyny i bliski tego miasta kraj). Dojadę około północy, trudno. "Debil, idiota..."
************************************AMY***********************************
Totalnie nie znam Paryża, dlatego weszłam do pierwszego lepszego budynku, który choć w małym stopniu przypominał mi hotel. Duży hol, windy, kanapy, recepcjonistki, spora kolejka... zdecydowanie hotel. Stojąc w niej, rozmyślałam nad całą zaistniałą sytuacją. Zabolało mnie to wszystko... ale przecież życie bez Nathana, nie ma najmniejszego sensu. Pić, palić, Bóg wie co jeszcze i chociaż na chwilę o tym zapomnieć? Stoczyć się na dno? Nie widzę innego rozwiązania.
Moja kolej, sięgam po portfel i... ukazuje mi się karta kredytowa Natha. "Świetnie". Recepcjonistka wyglądała jakby znajomo... ale tu, w Paryżu, kto może być znajomym? Mniejsza:
-Proszę imię, nazwisko i dowód osobisty. - głos starszej kobiety, której twarz była zapatrzona w uzupełnianie papierów. W końcu na mnie spojrzała. Dobrze znana mi osoba, a mianowicie-mama Nathana:
-Dziecko... co Ty tu robisz? Na wakacje przyjechaliście? Gdzie masz Natha? - kobieta wyszła zza biurka i z uśmiechem na ustach zaczęła mnie ściskać zadając te wszystkie pytania. Łzy mimowolnie zaczęły mi spływać po twarzy. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Na koniec poprosiłam tylko o dyskrecję, żeby nie mówiła nic ani Nathowi, ani tacie. Z tym drugim nie było problemu, ponieważ był na wyjeździe. Kobieta nie pozwoliła, żebym spała w hotelu i powiedziała, że zatrzymam się u nich w domu. Rozumiała, że musimy ochłonąć. W przeszłości przeżywała podobne rozterki z tatą. Właśnie kończyła zmianę. W drodze do domu dowiedziałam się o nowej pracy mamy, a na koniec stwierdziła:
-Amy, Nathan nie odpuści. Kocha Cię, jesteś dla niego wszystkim.
-Oj mamo... odpuści, zobaczysz. On mi już nawet nie ufa. - mówiłam łamiącym się głosem. Gdy zjadłyśmy kolację, poszłam do pokoju Natha... starego pokoju, w którym spał, jak nie należał jeszcze do TW. Wróciły wspomnienia z czasu, gdy zabrał mnie tutaj pierwszy raz.
Wykąpałam się, usłyszałam dobranoc i ze łzami w oczach ułożyłam się do snu.
Godzina 23:30 i głośne pukanie do drzwi. Mama spała w najlepsze na górze, a ja, z racji tego, że pokój był na dole, musiałam pokonać swój strach przed wstaniem, przejściem przez ciemny dom i otwarciem drzwi, prawie, że w środku nocy. Pukanie, wręcz walenie w drzwi trwało już dobre 10 minut. Otwarłam je... i zamarłam. Przed nimi stał Nathan. Wyglądał okropnie. Był zmęczony, ubrany zaledwie w t-shirt i spodnie dresowe z przepuchniętymi oczami od płaczu. Było to widać. Było widać, że cierpi. Rzadko można było to u niego zauważyć. Był wykończony jak nigdy. Opierał się rękoma o futrynę drzwi i spojrzał na mnie. Od razu się jakby ocucił. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, z resztą ja miałam podobną minę. Nie wierzyłam w to. Miałam mieszane uczucia. Puściłam trzymane drzwi i z otwartą buzią osunęłam się po ścianie, odgarniając wszystkie włosy do tyłu. Nath podszedł do mnie i ukucnął:
-Amy, wybacz mi.
-Nie.
-Błagam, popełniłem błąd, wybacz mi. - chciał mnie przytulić.
-Nie. - wstałam z podłogi i ruszyłam w stronę pokoju, zamykając drzwi na klucz. Słyszałam tylko głośne przeklnięcie i uderzenie pięścią w ścianę. Co ja robię? Przecież ja nie mogę bez niego żyć?!
***********************************NATHAN**************************************
Nie, nie odpuszczę.
Wszystko, tylko nie Amy...
*********************************************************************************
Nath poszedł się położyć do pokoju gościnnego, natomiast Amy w tym czasie zastanawiała się nad swoim zachowaniem, cicho płacząc w poduszkę.
**************************************AMY***************************************
Nie. Nie potrafię. Nie potrafię bez niego żyć. Nie możemy żyć osobno, w dwóch różnych domach, pokojach. Po prostu tak się nie da. Idę do niego. Nie wiem jeszcze co zrobię, ale idę. Uklękłam przed kanapą, na której spał i przejechałam delikatnie opuszkami palców po jego ramieniu. Uśmiechnął się:
-...Amy... - mówił przez sen. Teraz i na mojej twarzy zagościł uśmiech. Nie potrafię mu nie wybaczyć. Kocham Go. Położyłam się obok kanapy na dywanie i w ten sposób zasnęłam.
6 GODZIN PÓŹNIEJ
"Nie najgorzej na tym dywanie". Nagle się przebudziłam. Coś mnie przytłaczało... a mianowicie był to Nathan, który na mnie leżał. Byłam zdezorientowana trochę... trochę bardzo. No tak, wstawał, przewrócił się i wylądował na mnie:
-Matko, Amy, co Ty tutaj robisz?
-Nie wiem. - odpowiedziałam mu szeptem z wielkimi oczyma od płaczu.
-Przepraszam. - wydukał. Widać było, że mu zależy. Już mu prawie uległam. Uśmiechnęłam się. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Oderwałam się od niego:
-Kocham Cię. - wypowiedziałam z poczuciem jakbym odzyskała i uratowała cały świat. Bo to Nath nim był.
Reszta poranka potoczyła się na łóżku, w pokoju Natha. Słowom "Kocham Cię" i "przepraszam" nie było końca...
"Jednak razem na zawsze."
______________________________________________
eh... jakiś dziwny mi się wydaje, no ale ok o.O trochę długi...
nie wiem czy dobrze go napisałam...
no ale trudno.
proszę o komentarze, bo jak już wcześniej wspomniałam-motywacja do dalszej pracy :) więc jeśli czytacie, to zostawcie coś po sobie :) DZIĘKI!
czwartek, 17 stycznia 2013
Rozdział 7
Gdy
udało mi się choć trochę uspokoić poszłam do Niny na górę. Wymusiłam uśmiech i
bawiłam się z nią zabawkami do puki nie przyjechał Max z Jayem.
-Jak
tam się mają nasze dziewczyny- Wpadł z uśmiechem Max, kiedy mnie zobaczył jego
mina spoważniała.
-Amy
co się stało?- Nie miałam siły odpowiadać i tylko wybiegłam z pokoju zostawiając
ich w osłupieniu. Poszłam do siebie i
rzuciłam się na łóżko. Cały czas płakałam i było mi potwornie źle z tego powodu
że Nathan mi nie uwierzył. Przecież powinien wiedzieć że go kocham, i że nigdy
bym mu czegoś takiego nie była w stanie zrobić. Z moich przemyśleń wyrwało mnie
pukanie do drzwi.
-Zostaw
mnie w spokoju chcę być sama!!!
-Powiesz
mi co się stało?- Zapytał się mnie wchodzący Max. Położył się obok mnie i obiją
czule ramieniem. - Dobrze wiesz że możesz mi zaufać.
-Nathan
się stał- odpowiedziałam i jeszcze bardziej zaczęłam płakać.
-Co
młody znowu nawywijał?
-Uważa
że go zdradziłam, bo przeczytał smsa od jakiegoś idioty- Przytuliłam się do
mojego brata i czekałam aż coś powie.
-Pogodzicie
się, on zrozumie że popełnił błąd nie wierząc ci.
-Tylko
ze boli mnie fakt że on nie ma do mnie żadnego zaufania.- Dalej już nic nie powiedziałam
tylko poderwałam się, wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować do niej rzeczy.
-Co
ty robisz?-Spojrzał się na mnie zdezorientowany.
-Potrzebuje
odpoczynku by to wszystko przemyśleć.- Wzięłam pierwsze lepsze ubrania i
poszłam do łazienki je założyć.
-Nie
uważasz że podejmujesz zbyt pochopną decyzję? Nie chciałbym żeby ci się coś
stało
-Max
jestem już dużą dziewczynką, dam sobie radę- Odpowiedziałam i wyszłam z pokoju
ciągnąc walizkę za sobą.
-To
może przynajmniej powiedz dokąd jedziesz?
-Napiszę
jak będę na to gotowa- Powiedziałam i zniknęłam za frontowymi drzwiami. Max
mnie nie zatrzymywał bo wiedziała że to nie ma najmniejszego sensu. Złapałam taksówkę
i pojechałam na lotnisko. Zobaczyłam tablicę odlotów, Paryż, Mediolan, Rzym,
Madryt miałam dużą paletę do wyboru. Stwierdziłam że zrobię sobie małe wakacje
i zastanowię się co dalej z moim związkiem z Nathanem i udałam się do Paryża.
*******Oczami
Nathana *********
Udałem
się do pierwszego lepszego obskurnego baru. Od razu zamówiłem kilka głębszych i
pozwoliłem żeby moje ciało przeszło przyjemne odrętwienie. Czemu ona mi to
zrobiła? Jedyna myśl która w tym momencie krążyła po mojej głowie. Usłyszałem dźwięk smsa dochodzący z mojej
kurtki. Jednak to nie był mój telefon. Musiałem wziąć jej przez przypadek.
Stwierdziłem że i tak nie mam już nic do stracenie więc przeczytam jej kolejną wiadomość.
„Nie
odpisujesz szkoda, miałem nadzieję że się lepiej poznamy bo rozmowa z tobą była
niesamowita. Zazdroszczę twojemu mężowi chciałbym mieć tak oddana piękną i
mądrą żonę jaką jesteś ty. Życzę wam szczęścia i mam nadzieję że mimo wszystko
spotkamy się tylko na zwykłą rozmowę tak jak wcześniej, i mam nadzieję że
podczas niej przynajmniej poznamy swoje imiona”
-Kurwa-
Ten sms mógł oznaczać tylko dwie rzeczy. Albo się z nim skontaktowała i kazał
mu to wysłać. Albo mówiła prawdę i to ja wyszedłem na debila. By mieć pewność odpisałem.
‘Może
spotkamy się za piętnaście minut w barze McClarena?”. Nie musiałem długo czekać
na odpowiedź.
„jestem
w drodze”. Nie piłem już. Chciałem choć odrobinę przetrzeźwieć do spotkanie z
nim. Po jakiś dwudziestu minutach przysiadł się jakiś facet, wyraźnie się
rozglądając. Jednak gdy nie znalazł tego czego szukał usiadł obok mnie przy
barze.
-Czekasz
na dziewczynę?- Zapytałem.
-Tak
jakby- Odpowiedział.
-Jak
to tak jakby? To obojnak?
-Nie
to dziewczyna, ale tylko przyjaciółka. Znaczy ja chciałem żeby było coś więcej,
ale ona ma męża i najwidoczniej kocha go bardziej niż mi się wydawało.
-Pisałeś
do niej?- Zarys całej sytuacji był coraz bardziej jaśniejszy. Zacząłem się bać
że ona mni teraz nie wybaczy.
-Tak
rano wysłałam do niej głupiego smsa i chciałem się teraz wytłumaczyć.
-Cholera!-
Krzyknąłem i wybiegłem z baru czym szybciej się dało. Wsiadłem do taksówki i
pojechałem pod nasz dom. Wpadłem do niego i zacząłem się drzeć.
-Amy!!!
Amy!!!
-Nie
drzyj się Nina śpi- powiedział Jay który właśnie stanął obok mnie.
-Hej
Jay wiesz gdzie jest Amy?-Spytałem się go
z nadzieją w oku.
-Uwierz
mi że sam chciałbym to wiedzieć.
-Ale
jak to?- Byłem rozkojarzony.
-Dobrze
wiesz co Amy robi gdy zaczynają się kłopoty, ucieka, i to samo zrobiła tym
razem. Spakowała kilka rzeczy i wyjechała nie biorąc telefonu i nie mówiąc
gdzie jedzie.
-Boże
jaki ze mnie jest idiota- złapałem się za głowę miałem ochotę sam sobie
przywalić. Nie wiem jak teraz ja odzyskam.
****Oczami
Amy****
Lot
miną mi już spokojniej. Nawet całego nie przepłakałam. Udałam się do najbliższego
hotelu i wynajęłam pokój.
**********
Udało sie i mamy kolejny rozdział.
Czekamy teraz na następny ze strony Amy.
Przy okazji zapraszam na mojego drugiego bloga mojahistoriathewanted.blogspot.com
środa, 16 stycznia 2013
Rozdział 6.
Nathan zawołał mnie do góry, do naszej sypialni. W związku z czym, musiałam zostawić Ninę samą i powiedzieć jej co nieco:
-Słuchaj mała, idę na chwilę do wujka, zaraz będę, a Ty w tym czasie zjedz ładnie śniadanko, okej? - Nina przytaknęła głową, a ja pocałowałam ją w czoło i ruszyłam schodami na górę, zbierając z nich po drodze opaskę Niny, którą potem odłożyłam do jej pokoju. Gdy weszłam, zobaczyłam Natha siedzącego na łóżku, który chował twarz w dłoniach, a obok niego leżał mój smartfon. Stałam w drzwiach i nie wiedziałam co się dzieje. W końcu się odezwał. Jak na razie spokojnym tonem, ale nadal na mnie nie patrząc:
-Co to jest? Co to jest za sms? - mówił patrząc w podłogę. Po chwili doszło do mnie, od kogo mógł on być. Nie wiedziałam tylko, co jest w nim napisane:
-Nathan... to nie tak... - chciałam do niego podejść i ukucnąć, ale on wstał, wziął komórkę w rękę i w końcu patrzył mi się w oczy. Można było z jego twarzy wyczytać wyraz bezsilności:
-Tak... a niby jak? Masz mnie za głupiego?!
-Nath, nawet nie wiem co jest napisane w tym cholernym smsie - starałam się zachować spokój.
-Ooo, to nie wiesz o czym piszesz ze swoim kochasiem? Może opowiesz mi, na jakim już kurwa etapie jesteście, co?! Dlaczego to zrobiłaś?! - robił się coraz bardziej nerwowy.
-Człowieku, do jasnej cholery! Ten typ zaczepił mnie wczoraj w kinie. Prosił o numer telefonu, był wręcz nachalny! Wiesz dobrze, że jestem słaba i nie potrafię powiedzieć komuś 'spierdalaj', więc dałam mu go dla świętego spokoju, rozumiesz?! - podchodziłam do niego coraz bliżej i patrzyłam w oczy. Po policzkach zaczęły mi lecieć łzy:
-No to ciekawe, bo smsy nie wskazują na przypadkowe spotkanie!! Dlaczego mnie kurwa zdradziłaś?! - nie wierzyłam w to co powiedział... jak mógł?
-Sms od... tego kogoś, bo nawet nie wiem jak ma na imię, jest jeden jedyny! to raz, a dwa słyszysz co ja do Ciebie mówię?! Nie wiem w ogóle jak możesz myśleć, że Cię zdradziłam! - wyglądał jakby zwątpił w to, co powiedział przed chwilą. Podszedł do mnie, otarł łzy z policzka i pocałował:
-Nie wierzę Ci. - powiedział szeptem, odsunął się ode mnie, wziął swój portfel i chciał wyjść. Złapałam go za jego nadgarstek i przyciągnęłam do siebie:
-Nathan...
-Nie chcę Cię słuchać. Zostaw mnie. - mówił cały czas, o dziwo spokojnie. W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam:
-Jesteś żałosny, na prawdę! Powtarzam, jak możesz myśleć, że Cię zdradziłam?! Co, jak?! - podeszłam do niego bliżej i rzuciłam się na niego, bijąc go w klatkę piersiową:
-Jeden, pieprzony sms! Od kogoś, kto jest nikim! Co, takie masz do mnie zaufanie?! Skoro tak, to zajebiście po prostu!! - puściłam go, odeszłam parę kroków, rozbiłam nasze zdjęcie, które stało na komodzie w ramce i rozłożyłam ręce:
-Ulżyło Ci?! To rzeczywiście, zajebiście! - szedł w moją stronę, a to tylko dlatego, że stałam przy drzwiach, no a on chciał wyjść. Nie miałam zamiaru ruszać się z miejsca, dlatego też, gdy Nath próbował mnie minąć, ja... zaczęłam go całować. Coraz zachłanniej i ze łzami w oczach, ale on się ode mnie odsunął, minął i wyszedł. Patrzyłam z niedowierzaniem na każdy jego ruch. Łzy zaczęły mi się lać strumieniami. Wybiegłam na schody, ale usłyszałam tylko trzask drzwi zamykających się za Nathanem. Czułam się, jakbym zupełnie nie wiedziała co się przed chwilą wydarzyło. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Zsunęłam się po ścianie, nakrywając koszulką Natha, którą miałam na sobie, swoje nagie kolana i schowałam twarz w dłoniach.
__________________________________________
Po 1. powrót Olgi! <3 cudowny rozdział, na prawdę :)
po 2. mój jak zwykle, krótki i beznadziejny, ale mimo wszystko proszę o Wasze komentarze, bo są one na prawdę motywacją do dalszej pracy :) Dziękuję :)
-Słuchaj mała, idę na chwilę do wujka, zaraz będę, a Ty w tym czasie zjedz ładnie śniadanko, okej? - Nina przytaknęła głową, a ja pocałowałam ją w czoło i ruszyłam schodami na górę, zbierając z nich po drodze opaskę Niny, którą potem odłożyłam do jej pokoju. Gdy weszłam, zobaczyłam Natha siedzącego na łóżku, który chował twarz w dłoniach, a obok niego leżał mój smartfon. Stałam w drzwiach i nie wiedziałam co się dzieje. W końcu się odezwał. Jak na razie spokojnym tonem, ale nadal na mnie nie patrząc:
-Co to jest? Co to jest za sms? - mówił patrząc w podłogę. Po chwili doszło do mnie, od kogo mógł on być. Nie wiedziałam tylko, co jest w nim napisane:
-Nathan... to nie tak... - chciałam do niego podejść i ukucnąć, ale on wstał, wziął komórkę w rękę i w końcu patrzył mi się w oczy. Można było z jego twarzy wyczytać wyraz bezsilności:
-Tak... a niby jak? Masz mnie za głupiego?!
-Nath, nawet nie wiem co jest napisane w tym cholernym smsie - starałam się zachować spokój.
-Ooo, to nie wiesz o czym piszesz ze swoim kochasiem? Może opowiesz mi, na jakim już kurwa etapie jesteście, co?! Dlaczego to zrobiłaś?! - robił się coraz bardziej nerwowy.
-Człowieku, do jasnej cholery! Ten typ zaczepił mnie wczoraj w kinie. Prosił o numer telefonu, był wręcz nachalny! Wiesz dobrze, że jestem słaba i nie potrafię powiedzieć komuś 'spierdalaj', więc dałam mu go dla świętego spokoju, rozumiesz?! - podchodziłam do niego coraz bliżej i patrzyłam w oczy. Po policzkach zaczęły mi lecieć łzy:
-No to ciekawe, bo smsy nie wskazują na przypadkowe spotkanie!! Dlaczego mnie kurwa zdradziłaś?! - nie wierzyłam w to co powiedział... jak mógł?
-Sms od... tego kogoś, bo nawet nie wiem jak ma na imię, jest jeden jedyny! to raz, a dwa słyszysz co ja do Ciebie mówię?! Nie wiem w ogóle jak możesz myśleć, że Cię zdradziłam! - wyglądał jakby zwątpił w to, co powiedział przed chwilą. Podszedł do mnie, otarł łzy z policzka i pocałował:
-Nie wierzę Ci. - powiedział szeptem, odsunął się ode mnie, wziął swój portfel i chciał wyjść. Złapałam go za jego nadgarstek i przyciągnęłam do siebie:
-Nathan...
-Nie chcę Cię słuchać. Zostaw mnie. - mówił cały czas, o dziwo spokojnie. W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam:
-Jesteś żałosny, na prawdę! Powtarzam, jak możesz myśleć, że Cię zdradziłam?! Co, jak?! - podeszłam do niego bliżej i rzuciłam się na niego, bijąc go w klatkę piersiową:
-Jeden, pieprzony sms! Od kogoś, kto jest nikim! Co, takie masz do mnie zaufanie?! Skoro tak, to zajebiście po prostu!! - puściłam go, odeszłam parę kroków, rozbiłam nasze zdjęcie, które stało na komodzie w ramce i rozłożyłam ręce:
-Ulżyło Ci?! To rzeczywiście, zajebiście! - szedł w moją stronę, a to tylko dlatego, że stałam przy drzwiach, no a on chciał wyjść. Nie miałam zamiaru ruszać się z miejsca, dlatego też, gdy Nath próbował mnie minąć, ja... zaczęłam go całować. Coraz zachłanniej i ze łzami w oczach, ale on się ode mnie odsunął, minął i wyszedł. Patrzyłam z niedowierzaniem na każdy jego ruch. Łzy zaczęły mi się lać strumieniami. Wybiegłam na schody, ale usłyszałam tylko trzask drzwi zamykających się za Nathanem. Czułam się, jakbym zupełnie nie wiedziała co się przed chwilą wydarzyło. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Zsunęłam się po ścianie, nakrywając koszulką Natha, którą miałam na sobie, swoje nagie kolana i schowałam twarz w dłoniach.
__________________________________________
Po 1. powrót Olgi! <3 cudowny rozdział, na prawdę :)
po 2. mój jak zwykle, krótki i beznadziejny, ale mimo wszystko proszę o Wasze komentarze, bo są one na prawdę motywacją do dalszej pracy :) Dziękuję :)
wtorek, 15 stycznia 2013
Rozdział 5
Gdy się obudziłam w pokoju już Nathana nie
było. Wstałam i zarzuciłam na siebie
szlafrok i zeszłam na dół gdzie w najlepsze rozmawiali Max z moim mężem a na
podłodze bawiła się Nina.
-Ciocia!-
Krzyknęła i podbiegła się przytulić.
-O
już wstałaś- podszedł do mnie Nath i dał mi całusa.
-Tak,
a wy co od samego rana kombinujecie?- Zapytałam się przenikliwie na nich
spoglądając.
-My
nic nie kombinujemy, męskie ploty
-Jasne…-
Dosiadłam się do nich.
-Naleśnika?- Zaproponował mi Max. Cały czas mi się
głupkowato przyglądali.
-Mam
coś na twarzy?-Zapytałam się w końcu bo już nie mogłam tego wytrzymać.
-Nie,
nic.- Zaczął Max- Zabrała byś Ninę do kina, potem do parku a na koniec na lody?
-Rozumiem
chcecie się mnie pozbyć z domu.- Spojrzałam na nich. Nie miałam pojęcia o co im
chodzi ale stwierdziłam że dłużej nie będę ich męczyć i pójdę im na rękę. – Niech
wam będzie, tylko dajcie mi się ubrać.-
Tak szczerze to nawet mi się nie chciało dociekać o co im chodzi. Po
prostu poszłam na górę i założyłam pierwsze lepsze Jeansy i różowy sweter.
Gdy
zeszłam na dół Nina już była gotowa.
-Idziemy?-
Zapytała się mnie uśmiechając się przy tym.
-No
pewnie mój skarbeńku- Wzięłam za rękę i wyszłyśmy z domu. Spokojnie skierowałyśmy
się do najbliższego kina. Wybrałyśmy
jakąś kreskówkę i ustawiłyśmy się w kolejce po popcorn.
-Śliczna
córeczka- usłyszałam męski głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam przystojnego
chłopka na oko miał z dwadzieścia trzy lata.
-Dziękuję,
ale to nie jest moja córka- skierowałam wzrok na moją bratanicę która schowała
się za mną bo była najwyraźniej zawstydzona.
-To
na co dziewczyny idziecie do kina?- Zalotnie się do mnie uśmiechnął. Zarumieniłam
się.
-Na
roszpunkę
-I
tak miałem na to pójść więc co wy na to żebym wybrał się z wami?
-Jeżeli
chcesz się nudzić przez półtorej godziny to proszę bardzo.- Nie wiem czemu, ale
pozwoliłam temu facetowi flirtować ze mną. Wydawał się być miły, a ja już
zapomniałam jak fajnie się człowiek czuję przy takim niewinnym flicie.
Seans
minął miło, Nina co chwilę nas uciszała i mówiła że przeszkadzamy jej swoim biadoleniem.
Po tym zwrocie zaczęłam się jeszcze bardziej bać jakich jeszcze słów nauczył ją
Max.
-Dasz
mi swój numer?- Zapytał się przy wyjściu.
-Ja
mam męża
-Mi
to nie przeszkadza, przecież nie chodzi mi o to żebyśmy od razu poszli ze sobą
do łóżka- Wiedziałam że nie powinnam tego robić, ale w końcu dałam mu ten
cholerny numer telefonu, przez co resztę dnia miałam potworne wyrzuty sumienia.
Gdy
skończyłyśmy jeść lody spacerem zaczęłyśmy wracać do domu. Otworzyłyśmy drzwi i
weszłyśmy do salonu, i wtedy usłyszałyśmy wielkie chóralne
-NIESPODZIANKA!!!-
Wiedziałam że coś kombinowali.
-Wszystkiego
najlepszego kochanie- Powiedział Nathan i dał mi całusa.
-No
siostra kolejny rok na karku- Wszyscy zaczęli zakładać mi życzenia. A ja zachodziłam
w głowę jak mogłam zapomnieć o moich własnych urodzinach.
Impreza
trwała w najlepsze, świetnie się bawiłam. W życiu nie zjadłam chyba tyle tortu
i nie wypiłam tylu hektolitrów Szampana.
-Jak
się bawisz?- Zapytał się mnie mój mąż siadając obok mnie.
-Wspaniale-
odpowiedziałam i uśmiechnęłam się
-A
co ty na to żeby resztę imprezy dokończyć na górze- Spojrzałam się na niego a
on tylko zalotnie się uśmiechnął. PO chwili powędrowaliśmy na górę. Wręczył mi
on małe pudełeczko.
-Nie
musiałeś
-Owszem
musiałem- Otworzyłam i zobaczyłam kolczyki z brylantami.
-Są
wspaniałe.
-Są
prawie tak samo piękne jak ty.- Pocałował mnie namiętnie. Podszedł do drzwi i
przekręcił klucz by mieć pewność że nikt nam nie będzie przeszkadzać.
Noc
minęła nam upojnie. Rano dostałam pyszne śniadanie do łóżka.
-Rozpieszczasz
mnie.
-Wiem
ale zasługujesz na wszystko co najlepsze.
****
Oczami
Nathana.
Zszedłem
na dół i usłyszałem dźwięk smsa. Wyjąłem telefon Amy i przeczytałem jego treść.
„Wczorajszy dzień był wspaniały. Mam nadzieję że się spotkamy jeszcze bo ty
oraz twoje ciało zaprzątacie moje myśli wieczorami” Telefon wypadł mi z ręki w
tym momencie nie mogłem być pewien niczego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)