********************************NATHAN***************************************
Nie! Człowieku, ogarnij się! Nie możesz tak po prostu sobie odpuścić! Ona jest kobietą Twojego życia! Walcz! Myśl racjonalnie... nie masz karty kredytowej w portfelu, w związku z czym, Amy musiała wziąć Twoją przez pomyłkę! - trząsł mną Max. Jego słowa dudniły mi w głowie. Przemyślałem to wszystko jeszcze raz i:
-BINGO! W banku można się dowiedzieć, gdzie obecnie znajduje się karta! - otworzyłem szeroko oczy i gestykulowałem rękoma w stronę Maxa:
-Cieszę się stary, że w końcu doszedłeś do tak banalnej rzeczy, ale teraz CIŚNIJ DO BANKU! - pobudził mnie Jay, który niemal wywalił mnie za drzwi. W mgnieniu oka dostałem się do banku, była duża kolejka, ale ja nie mogłem czekać... biegłem wzdłuż bramek odgradzających, raz po raz przepraszając ludzi, którzy mieli do mnie pretensje i wyzywali od gówniarzy "serio? -,-". Nie zważałem na to. Dowiedziałem się, gdzie jest-Paryż! "Boże, Amy.. nie możesz wybierać bliższych miejsc?". Taka właśnie myśl przeszła mi przez głowę. Kierunek: lotnisko. Gdy spojrzałem na tablicę wylotów... spóźniłem się. Stałem na środku lotniska i nie wiedziałem co mam zrobić. Przed oczyma miałem moją Amy. Nie daruję sobie, jeśli coś jej się stanie. Mimo tego głupiego samolotu, mimo tego, że zaparkowałem źle samochód i policja zaraz mi go odholuje, mimo tego, że mogę jej nie odzyskać, mimo wszystko, nie mogę odpuścić. Jeśli kolejny lot jest dopiero za 2 dni, to ja nie mogę tutaj tak stać bezczynnie. Na ten czas muszę zatrzymać się u rodziców (mieszkają niedaleko, a ich miasteczko jest tak małe, że zalicza się do Paryża, ponieważ jest to jedyny i bliski tego miasta kraj). Dojadę około północy, trudno. "Debil, idiota..."
************************************AMY***********************************
Totalnie nie znam Paryża, dlatego weszłam do pierwszego lepszego budynku, który choć w małym stopniu przypominał mi hotel. Duży hol, windy, kanapy, recepcjonistki, spora kolejka... zdecydowanie hotel. Stojąc w niej, rozmyślałam nad całą zaistniałą sytuacją. Zabolało mnie to wszystko... ale przecież życie bez Nathana, nie ma najmniejszego sensu. Pić, palić, Bóg wie co jeszcze i chociaż na chwilę o tym zapomnieć? Stoczyć się na dno? Nie widzę innego rozwiązania.
Moja kolej, sięgam po portfel i... ukazuje mi się karta kredytowa Natha. "Świetnie". Recepcjonistka wyglądała jakby znajomo... ale tu, w Paryżu, kto może być znajomym? Mniejsza:
-Proszę imię, nazwisko i dowód osobisty. - głos starszej kobiety, której twarz była zapatrzona w uzupełnianie papierów. W końcu na mnie spojrzała. Dobrze znana mi osoba, a mianowicie-mama Nathana:
-Dziecko... co Ty tu robisz? Na wakacje przyjechaliście? Gdzie masz Natha? - kobieta wyszła zza biurka i z uśmiechem na ustach zaczęła mnie ściskać zadając te wszystkie pytania. Łzy mimowolnie zaczęły mi spływać po twarzy. Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Na koniec poprosiłam tylko o dyskrecję, żeby nie mówiła nic ani Nathowi, ani tacie. Z tym drugim nie było problemu, ponieważ był na wyjeździe. Kobieta nie pozwoliła, żebym spała w hotelu i powiedziała, że zatrzymam się u nich w domu. Rozumiała, że musimy ochłonąć. W przeszłości przeżywała podobne rozterki z tatą. Właśnie kończyła zmianę. W drodze do domu dowiedziałam się o nowej pracy mamy, a na koniec stwierdziła:
-Amy, Nathan nie odpuści. Kocha Cię, jesteś dla niego wszystkim.
-Oj mamo... odpuści, zobaczysz. On mi już nawet nie ufa. - mówiłam łamiącym się głosem. Gdy zjadłyśmy kolację, poszłam do pokoju Natha... starego pokoju, w którym spał, jak nie należał jeszcze do TW. Wróciły wspomnienia z czasu, gdy zabrał mnie tutaj pierwszy raz.
Wykąpałam się, usłyszałam dobranoc i ze łzami w oczach ułożyłam się do snu.
Godzina 23:30 i głośne pukanie do drzwi. Mama spała w najlepsze na górze, a ja, z racji tego, że pokój był na dole, musiałam pokonać swój strach przed wstaniem, przejściem przez ciemny dom i otwarciem drzwi, prawie, że w środku nocy. Pukanie, wręcz walenie w drzwi trwało już dobre 10 minut. Otwarłam je... i zamarłam. Przed nimi stał Nathan. Wyglądał okropnie. Był zmęczony, ubrany zaledwie w t-shirt i spodnie dresowe z przepuchniętymi oczami od płaczu. Było to widać. Było widać, że cierpi. Rzadko można było to u niego zauważyć. Był wykończony jak nigdy. Opierał się rękoma o futrynę drzwi i spojrzał na mnie. Od razu się jakby ocucił. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, z resztą ja miałam podobną minę. Nie wierzyłam w to. Miałam mieszane uczucia. Puściłam trzymane drzwi i z otwartą buzią osunęłam się po ścianie, odgarniając wszystkie włosy do tyłu. Nath podszedł do mnie i ukucnął:
-Amy, wybacz mi.
-Nie.
-Błagam, popełniłem błąd, wybacz mi. - chciał mnie przytulić.
-Nie. - wstałam z podłogi i ruszyłam w stronę pokoju, zamykając drzwi na klucz. Słyszałam tylko głośne przeklnięcie i uderzenie pięścią w ścianę. Co ja robię? Przecież ja nie mogę bez niego żyć?!
***********************************NATHAN**************************************
Nie, nie odpuszczę.
Wszystko, tylko nie Amy...
*********************************************************************************
Nath poszedł się położyć do pokoju gościnnego, natomiast Amy w tym czasie zastanawiała się nad swoim zachowaniem, cicho płacząc w poduszkę.
**************************************AMY***************************************
Nie. Nie potrafię. Nie potrafię bez niego żyć. Nie możemy żyć osobno, w dwóch różnych domach, pokojach. Po prostu tak się nie da. Idę do niego. Nie wiem jeszcze co zrobię, ale idę. Uklękłam przed kanapą, na której spał i przejechałam delikatnie opuszkami palców po jego ramieniu. Uśmiechnął się:
-...Amy... - mówił przez sen. Teraz i na mojej twarzy zagościł uśmiech. Nie potrafię mu nie wybaczyć. Kocham Go. Położyłam się obok kanapy na dywanie i w ten sposób zasnęłam.
6 GODZIN PÓŹNIEJ
"Nie najgorzej na tym dywanie". Nagle się przebudziłam. Coś mnie przytłaczało... a mianowicie był to Nathan, który na mnie leżał. Byłam zdezorientowana trochę... trochę bardzo. No tak, wstawał, przewrócił się i wylądował na mnie:
-Matko, Amy, co Ty tutaj robisz?
-Nie wiem. - odpowiedziałam mu szeptem z wielkimi oczyma od płaczu.
-Przepraszam. - wydukał. Widać było, że mu zależy. Już mu prawie uległam. Uśmiechnęłam się. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Oderwałam się od niego:
-Kocham Cię. - wypowiedziałam z poczuciem jakbym odzyskała i uratowała cały świat. Bo to Nath nim był.
Reszta poranka potoczyła się na łóżku, w pokoju Natha. Słowom "Kocham Cię" i "przepraszam" nie było końca...
"Jednak razem na zawsze."
______________________________________________
eh... jakiś dziwny mi się wydaje, no ale ok o.O trochę długi...
nie wiem czy dobrze go napisałam...
no ale trudno.
proszę o komentarze, bo jak już wcześniej wspomniałam-motywacja do dalszej pracy :) więc jeśli czytacie, to zostawcie coś po sobie :) DZIĘKI!
A jednak mu się udało ją odnaleźć! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. :)
Yeah ! Pogodzili się !
OdpowiedzUsuńDzięki tobie jestem teraz VERY HAPPY ! :)
Dawaj szybciutko nexta ;)
Zapraszam również do mnie :
http://thewanted-and-rosalie.blogspot.com