Gdy przetransportowałam Maxa do
pokoju, zeszłam po Nathana. Z nim miałam odrobinę większe kłopoty. Jednak w
końcu udało mi się przekonać żeby położył się do łóżka. Zdjęłam mu buty i
położyłam się obok.
Nazajutrz obudziłam się dość
wcześnie. Gdy wstałam jeszcze wszyscy spali. Poszukałam aspiryny, i
przygotowałam dwie szklanki z wodą, miodem i cytryną, jeden ze sposobów mojego
dziadka na kaca. Na śniadanie przygotowałam lekkie kanapki z twarożkiem i
szczypiorkiem. Rozłożyłam wszystko na dwie tace, i zaniosłam na górę. Moje
wyczucie było takie, że trafiłam akurat na pobudkę Natha. Dałam mu buziaka i
postawiłam przed nim wszystko.
-Jesteś kochana- Pocałował mnie
jeszcze raz i wziął tabletki- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
Uśmiechnęłam się i poszłam zanieść
śniadanie Maxowi, który również już nie spał.
Gdy skończyłam ich oporządzać,
poszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic.
-Nie mogłeś poczekać aż skończę?-
Zapytałam się Natha który właśnie się do mnie przyłączył.
-Nie… bo wtedy nie mógłbym zrobić
tego- Przysunął się do mnie i pocałował. Jego ręka zaczęła błądzić po moich
plecach. Kochaliśmy się namiętnie pod prysznicem, a dopiero potem wykapaliśmy,
więc nie było nas przez około godzinę.
Zeszliśmy na dół i przyłączyliśmy
się do Maxa, który oglądał telewizję.
-Gdzie jest Nina?
-Przed chwilą Michelle po nią
przyjechała.- Powiedział to z takim spokojem, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
-Ale jak to?
-Normalni, wywalczyła w sądzie co
drugi weekend.
-I przyjąłeś to tak po prostu.
-Amy, to jest jej matka, czy mi się
to podoba czy nie zawsze nią będzie, a Nina jej potrzebuje.- Nie do końca
rozumiałam jego zachowanie.
Spokojny i nudny dzień przerwał nam
sms od Jaya.
„Roxa zaczęła rodzić, jedziemy do
szpitala. Będę ojcem!!!”
Ucieszyliśmy się i gdy tylko
zdążyliśmy się ogarnąć pojechaliśmy do szpitala. Siedzieliśmy dłuższą chwilę
przed salą do puki nie wybiegł wzburzony Jay. Po jego policzkach spływały łzy,
zaczął biec. Chłopaki nie zdążyli zareagować jednak ja pobiegłam za nim. Chwilę
mi zajęło zanim go dogoniłam.
-JAY!!! JAY!!!- Złapałam go za
ramie i zmusiłam by się na mnie spojrzał.- Co się stało?
-To nie jest moje dziecko!!!-
Krzyknął, nie bardzo wiedziałam z kont on to może wiedzieć.
-Ale…- Nie dał mi dokończyć
-To dziecko jest czarne!!!
Czarne!!!-Przytuliłam chłopka, który cały czas płacząc się we mnie wtulił.
Staliśmy tak z dobre dziesięć minut. Potem wezwaliśmy taksówkę i pojechaliśmy
do minie. W między czasie wysłałam chłopakom smsa z opisem tego co się stało.
Oni również po dwudziestu minutach
do nas dołączyli. Przygotowałam obiad, i po zjedzonym posiłku ustaliliśmy że
Jay zamieszka z nami.
Gdy mój mąż z moim bratem pojechali
po jego rzeczy ja poszłam po alkohol, wiedziałam że to mu pomoże.
-Zawsze wiesz co zrobić żeby ktoś
poczuł się lepiej.-Do kieliszków zaczęła strumieniami lać się wódka. Piliśmy
jeden kieliszek za drugim co sprawiło że gdy wrócili my byliśmy porządnie
nawaleni.
*****
Przepraszam że tak późno, ale miałam małe urwanie głowy.
Ale jak to dziecko jest czarne? O.o
OdpowiedzUsuńBiedny Jay. :C
Czekam na next'a ;)
biedny Jay. :C
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, jak zawsze zresztą.
do następnego i weny, weny. xoxo
+ zapraszam do mnie.
Boski rozdział *_*
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Jaya...
Nawet pod prysznicem, to robią ?
Wow !
Fajnie ^^
Czekam na nn ;pp
Zapraszam również do mnie:
http://thewanted-and-rosalie.blogspot.com/