Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 11



Gdy przetransportowałam Maxa do pokoju, zeszłam po Nathana. Z nim miałam odrobinę większe kłopoty. Jednak w końcu udało mi się przekonać żeby położył się do łóżka. Zdjęłam mu buty i położyłam się obok.
Nazajutrz obudziłam się dość wcześnie. Gdy wstałam jeszcze wszyscy spali. Poszukałam aspiryny, i przygotowałam dwie szklanki z wodą, miodem i cytryną, jeden ze sposobów mojego dziadka na kaca. Na śniadanie przygotowałam lekkie kanapki z twarożkiem i szczypiorkiem. Rozłożyłam wszystko na dwie tace, i zaniosłam na górę. Moje wyczucie było takie, że trafiłam akurat na pobudkę Natha. Dałam mu buziaka i postawiłam przed nim wszystko.
-Jesteś kochana- Pocałował mnie jeszcze raz i wziął tabletki- Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
Uśmiechnęłam się i poszłam zanieść śniadanie Maxowi, który również już nie spał.
Gdy skończyłam ich oporządzać, poszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic.
-Nie mogłeś poczekać aż skończę?- Zapytałam się Natha który właśnie się do mnie przyłączył.
-Nie… bo wtedy nie mógłbym zrobić tego- Przysunął się do mnie i pocałował. Jego ręka zaczęła błądzić po moich plecach. Kochaliśmy się namiętnie pod prysznicem, a dopiero potem wykapaliśmy, więc nie było nas przez około godzinę.
Zeszliśmy na dół i przyłączyliśmy się do Maxa, który oglądał telewizję.
-Gdzie jest Nina?
-Przed chwilą Michelle po nią przyjechała.- Powiedział to z takim spokojem, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
-Ale jak to?
-Normalni, wywalczyła w sądzie co drugi weekend.
-I przyjąłeś to tak po prostu.
-Amy, to jest jej matka, czy mi się to podoba czy nie zawsze nią będzie, a Nina jej potrzebuje.- Nie do końca rozumiałam jego zachowanie.
Spokojny i nudny dzień przerwał nam sms od Jaya.
„Roxa zaczęła rodzić, jedziemy do szpitala. Będę ojcem!!!”
Ucieszyliśmy się i gdy tylko zdążyliśmy się ogarnąć pojechaliśmy do szpitala. Siedzieliśmy dłuższą chwilę przed salą do puki nie wybiegł wzburzony Jay. Po jego policzkach spływały łzy, zaczął biec. Chłopaki nie zdążyli zareagować jednak ja pobiegłam za nim. Chwilę mi zajęło zanim go dogoniłam.
-JAY!!! JAY!!!- Złapałam go za ramie i zmusiłam by się na mnie spojrzał.- Co się stało?
-To nie jest moje dziecko!!!- Krzyknął, nie bardzo wiedziałam z kont on to może wiedzieć.
-Ale…- Nie dał mi dokończyć
-To dziecko jest czarne!!! Czarne!!!-Przytuliłam chłopka, który cały czas płacząc się we mnie wtulił. Staliśmy tak z dobre dziesięć minut. Potem wezwaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do minie. W między czasie wysłałam chłopakom smsa z opisem tego co się stało.
Oni również po dwudziestu minutach do nas dołączyli. Przygotowałam obiad, i po zjedzonym posiłku ustaliliśmy że Jay zamieszka z nami.
Gdy mój mąż z moim bratem pojechali po jego rzeczy ja poszłam po alkohol, wiedziałam że to mu pomoże.
-Zawsze wiesz co zrobić żeby ktoś poczuł się lepiej.-Do kieliszków zaczęła strumieniami lać się wódka. Piliśmy jeden kieliszek za drugim co sprawiło że gdy wrócili my byliśmy porządnie nawaleni.

*****
Przepraszam że tak późno, ale miałam małe urwanie głowy.

3 komentarze:

  1. Ale jak to dziecko jest czarne? O.o
    Biedny Jay. :C

    Czekam na next'a ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. biedny Jay. :C
    świetny rozdział, jak zawsze zresztą.
    do następnego i weny, weny. xoxo
    + zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski rozdział *_*
    Szkoda mi Jaya...
    Nawet pod prysznicem, to robią ?
    Wow !
    Fajnie ^^
    Czekam na nn ;pp

    Zapraszam również do mnie:
    http://thewanted-and-rosalie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń