Gdy usłyszałam tą wiadomość, łzy pojawiły mi się w oczach, a komórka wypadła mi z dłoni. Wpatrywałam się w jeden punkt i powtarzałam '' to niemożliwe, musi być dobrze ! '' Po chwili, podniosłam telefon i słyszałam tylko jak ktoś woła w nim '' halo ! halo ! jest tam pani ? '' Nic nie odpowiedziałam, tylko najpierw zadzwoniłam po opiekunkę do Niny i poczekałam na nią. Była to bardzo miła kobieta i zjawiła się po niecałych pięciu minutach. Powiedziała, że mam lecieć, a później jej wsszystko wyjaśnię. Wiedziała już gdzie co się znajduje, więc nie było z tym problemu. Wzięłam klucze od domu, od samochodu, komórkę i szybko wyszłam z domu, zamykając go. Jak najszybciej pojechałam do szpitala. Nawet nie wiedziałam, czy jechałam zgodnie z przepisami, czy przejeżdżałam na czerwonym świetle.. nie obchodziło mnie to. W tej chwili liczyło się tylko zdrowie dwóch najważniejszych osób w moim życiu. Byłam strasznie zdenerwowana, miałam spuchnięte oczy od płaczu, ale mimo wszystko wiedziałam, że muszę zachować spokój i kierować się głosem rozumu. Podbiegłam do recepcji i zapytałam:
-Gdzie leżą George i Sykes ?!
-A kim pani dla nich jest ? - odpowiedziała jakby od niechcenia pielęgniarka. Wkurzają mnie tacy ludzie.. jest w pracy, w końcu jej za to płacą. Nie oczekuję od niej, że ma być super miła, ale mogła by się zachować trochę grzeczniej. Już chciałam jej coś odpowiedzieć podwyższonym tonem, ale doszło do mnie, że jest ode mnie starsza, choć mimo wszystko wkurzyłam się.
-Proszę pani, to jest naprawdę pilne, a pani mnie pyta kim jestem !!!! Gdybym nie była nikim ważnym, to chyba by mnie tu nie było, nie ?!?!?!
-Proszę się uspokoić. Muszę wiedzieć kim pani dla nich jest.
-Jestem siostrą jednego i żoną drugiego. Wystarczy ?!! Powie mi w końcu pani, czy mam ich sama znaleźć ?!
-Pokój 213. - Gdy już to usłyszałam, ile sił w nogach podbiegłam do windy. Naciskałam przycisk coraz szybciej i mocniej, ale nic. Myślałam, że tam zaraz zawału dostanę ! * pieprzę tą windę, biegnę schodami ! * pomyślałam. I rzeczywiście byłam szybciej, niż bym miała jechać windą. Teraz tylko w głowie powtarzałam sobie numer pokoju * 213, 213... 213.. 213 gdzie do cholery jest 213 ?!?! * Okazało się, że ten pokój był na samym końcu korytarza. Ujrzałam siedzących przy drzwiach Jay'a z Roxą, Tom'a z Kelsey i Sivę z Nataszą. Nic nie mówili, tylko do mnie podeszli i mnie przytulili. Staliśmy tak chwilę, ale się od siebie oderwaliśmy. Wydusiłam z siebie tylko:
-Co ... co z nimi ?
-Nic nam kurwa nie mówią ! Przecież można cholery z nimi wszystkimi dostać ! - krzyczał Tom
-Spokojnie.. - Kelsey
-A dokładniej to siedzi tam z nimi jakichś dwóch lekarzy - zaczęła Natasza
-Nie chcą nas wpuścić - powiedział Jay, a wodziłam tylko wzrokiem za ich twarzami.
-Sami nie wiemy jak doszło do wypadku, bo niby skąd ? - kończyła Roxa
-Widzieliśmy ich tylko przez chwilę jak ich przewozili do sali.. Byli chyba nie przytomni.. Przynajmniej Max.. Nath chyba się jakoś trzymał, bo próbował ruszać ręką.. Byli trochę połamani, ale miejmy nadzieję, że wyjdą z tego - mówił Siva, podchodząc do mnie i kierując mnie w stronę krzesła, abym usiadła, ponieważ jak do tej chwili to stałam i wpatrywałam się w nich z otwartą buzią. Schowałam twarz w dłoniach. Już myślałam, że nasze problemy się skończą, a tu nagle takie coś. Dzisiaj, jak się dowiedziałam, że jestem w ciąży.. chciałam zrobić Nathowi niespodzianke.. a tu się okazuję, że on zrobił '' niespodziankę '' mi.. Teraz nie to było ważne, ważniejsze było to, jak się dostać do środka ? do sali, w której leżą ? Poczekam jeszcze chwilę, a jeśli będzie to trwało długo, no to po prostu zrobię zadymę i wejdę tam sama. Widziałam, że każdy przejął się tym wypadkiem, ponieważ nikt nic nie mówił. Minęła godzina.. druga.. trzecia.. Siva z Nataszą już poszli, choć nie chcieli, no ale obowiązki wzywają. A mianowicie dzieci. Nie miałam im tego za złe, ponieważ wiadomo jak to jest. Zaraz po nich poszli również Tom z Kelsey z tego samego powodu. Zostali Jay z Rox'ą, którzy zaproponowali, że pójdą po kawę. Poszli. Zostałam sama na korytarzu. Z tego wszystkiego zapomniałam im powiedzieć, że jestem w ciąży. Myślę, że jeszcze przyjdzie na to czas. Gdy tak stałam przy oknie i rozmyślałam, wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi i rozmowy. Zauważyłam dwóch lekarzy, szybko do nich podbiegłam i zapytałam:
-Przepraszam, jestem z rodziny, co z nimi ? Czy wszystko dobrze ?
-Czyżby pani Amy George Sykes ?
-Tak, tak.
-A więc tak.. Jeśli chodzi o pana Max'a, to jak wiadomo był on kierowcą, a w dodatku nie miał zapiętych pasów.. Jest poobijany, ma lekki uraz głowy, złamaną nogę i trochę uszkodzone prawe ramię. A co do pana Nathana, to jest w on lepszej sytuacji. Był zapięty i ma złamaną rękę i skręcony obojczyk. Mieli wielkie szczęście, ponieważ z tego co wnioskuję po obrażeniach, nie był to groźny wypadek. Pan Nathan chwilowo chyba śpi, więc na razie proszę Go nie budzić, musi odpoczywać. A pan Max, powinien obudzić się jutro. Mają już pozakładane wszystkie bandaże i opatrunki. Powinno pójść wszystko dobrze.
-Naprawdę panu dziękuję. A.. a czy mogę do nich wejść ? Choć na chwileczkę ?
-Dobrze, ale naprawdę, proszę długo nie siedzieć. Oczywiście może pani u nich zostać na noc, ale widzę, że jest pani przemęczona i zdenerwowana. No ale zrobi pani jak uważa. Dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia ! - odpowiedziałam mu i szybko udałam się do sali. Gdy weszłam ujrzałam Maxa podpiętego do mnóstwa kabelków i aparatów oraz Nathana, który rzeczywiście spał. Mieli łóżka obok siebie. Usiadłam między nimi. Pomyślałam o Maxie, ile on teraz przechodzi ? Masakra. A Michelle ? Nawet nie raczyła tyłka ruszyć. Pff.. wielka mi matka i żona. Niech on się z nią rozwodzi i to jak najprędzej ! Patrzyłam na niego, ale z mojego oka nie wypłynęła ani jedna łza. W głębi duszy, wiedziałam, że on wyjdzie z tego. Nigdy się nie poddawał. Nie takie rzeczy w życiu przeszedł. Jest twardy, da radę. Spojrzałam teraz na Nathana.. Od razu zaczęły mi lecieć wielkie łzy. W tak krótkim czasie przywiązałam się do jednej osoby ? Jestem ciekawa jakby wyglądało moje zycie, gdybyśmy nie byli razem. Był dla mnie naprawdę ważny i martwiłam się o niego. Ufam mu bezgranicznie, kocham Go, świata poza nim nie widzę, a najlepsze jest to, że on to odwzajemnia. Całym sobą. Jest wspaniały. Chwyciłam jego dłoń i oparłam o nią swoją twarz. Wpatrywałam się w niego. Był taki bezradny. Potrzebował mnie.. wiedziałam to. Mówiłam do niego, choć było widać, że śpi bardzo twardo:
-Kocham Cię Nathan.. Kocham Ciebie i nasze dziecko. Jeszcze o tym nie wiesz, ale obiecuję Ci.. dowiesz się o tym pierwszy. Na pewno ! Tak samo jak i Max dasz radę ! Zobaczysz... - Odłożyłam jego dłoń i się na niej położyłam. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. ...
**********************************DRUGI DZIEŃ ********************************
Obudziło mnie przesuwanie krzeseł. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie promienie słońca. Zauważyłam, Jay'a, który siedzi i wpatruje się w okno i Roxę, która próbowała dostawić mi drugie krzesło i postawić na niej kawę. Uśmiechnęła się tylko nieśmiało, a ja odpowiedziałam jej '' nie trzeba było '' i również się uśmiechnęłam. Spojrzałam na Nath'a.. akurat w tej chwili powoli otwierał oczy.. Szybko złapałam Go za rękę i ze łzami w oczach spojrzałam na niego, odwrócił się w moję stronę:
-...Amy.. - WYDUSIŁ to z siebie.. widać było, że był osłabiony.
-Jezus Maria ! Nathan ! Obudziłeś się ! Kocham Cię ! - mówiłam podekscytowana i szybko go przytuliłam
-aałaa.. - no tak.. przecież on jest cały połamany, a ja się na niego rzucam.
-Jeju, przepraszam. - i sie od niego odsunęłam.
-Kocham Cię.. śniło mi się, że siedziałaś tutaj i mówiłaś mi, że jesteś... - przerwałam mu
-To nie był sen. Widocznie, musiałeś słyszeć, co do Ciebie mówiłam.
-Jeju, naprawdę ?! Będziemy mieli dziecko ?! - szeroko otworzył oczy i chciał się gwałtownie podnieść, ale szybko opadł na łóżko, ponieważ wszystko Go bolało.
-hej, spokojnie.. pogadamy jak się wszystko ułoży - uśmiechnęłam się do niego i musnęłam jego usta. Od razu się uśmiechnął od ucha do ucha. Ten uśmiech nie schodził mu z twarzy przez resztę dnia. Zobaczyliśmy Roxa z Jayem, którzy się w nas wpatrują z otwartymi buziami. Zaśmialiśmy się. Ciszę przerwał Jay:
-No młodzi ! Gratulacje ! Widzisz Roxa, wyprzedzili nas !
-Skuuubani ! - dodała Roxa, na co się wszyscy zaśmiali.
A u Maxa ? U Maxa bez zmian.. Tylko na tych małych komputerkach, z tego co wnioskowaliśmy jego stan się poprawia, ponieważ cyferki idą cały czas w górę. Mamy nadzieję, że to dobry znak. Przez resztę dnia, siedzieliśmy w sali, Jay z Roxą donosili kawy, Tom z Kelsey i Siva z Nataszą, zajmowali się dzieciakami, a ja siedziałam przy Nathanie, który się cały czas we mnie wpatrywał:
-Co sie stało ? Dziwnie wyglądam, czy coś ?
-Nie, nie, nie. Wszystko ślicznie, tylko odkryłem, że chyba jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. - mówił uśmiechając się. Przybliżyłam się do niego i pocałowałam. Tylko syknął z bólu. Już się od niego oddalałam na co się odezwał:
-Wiesz co, tu mnie boli ? Możesz pocałować ? - wskazał na policzek. Uśmiechnęłam się, pocałowam go i się oddaliłam unosząc brew i uśmiechając się.
-I tu jeszcze.. - pokazał na brew. Zrobiłam znowu to samo
-I tu..
-I tu..
-I tu..
-I tu..
Pokazywał cały czas na inne części twarzy, na co ja się tylko zaśmiałam i w końcu powiedziałam już, że wystarczy. On się tylko cwaniacko uśmiechnął i złapał mnie za rękę. W tej chwili martwiło mnie tylko zdrowie Maxa...
_________________________________________________-
aaaale się rozpisałam ; o !
maaaaaaasakra.
żajebiaszczy czekam na nexta i już jestem obserwatorką:*
OdpowiedzUsuńświetny! ;D
OdpowiedzUsuńDobrze, że nic poważnego nie stało się z chłopakami. :D
Czekam na więcej !:D
Weny ;)
Zajebisty czekam na nexxta
OdpowiedzUsuńdobrze, że nic poważnego im się nie stało :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, naprawdę ;*
Czekam na next :3
wpadnij i do mnie :) http://zacnethewanted.blogspot.com/