Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Tej nocy już nie
spędziłam w szpitalu ponieważ mój kochany Nathan mi nie pozwolił.
Powolnie wstałam i zawlokłam się do łazienki wykonałam
podstawowe czynności i ubrałam się w najzwyklejsze jeansy i jakąś
bluzę Nathana. Chwyciłam za torbę, wsiadłam do samochodu i
pojechałam do szpitala. Podczas drogi uświadomiłam sobie że muszę
pójść do lekarza, umówiłam się do ginekologa który przyjmował
w szpitalu w którym leżeli chłopcy. Skierowałam się do sali
chłopców, pod nią siedział Siv z Nataszą oraz Tom z Kelsey.
-Cześć wam co u nich?- Zapytałam się gdy podeszłam do nich
-Nathan lepiej a Max na razie bez zmian, Amy twoi rodzice są w
sali oraz rodzice Nathana, weź ich ogarnij bo oboje obwiniają
drugiego za wypadek ich syna- powiedziała zmęczona Kelsey. Szczerze
to nie miałam ochoty na kutnie, ale jak zwykle. Weszłam do sali,
gdy otworzyłam drzwi usłyszałam
-To twoja wina Nathan, że Max jest w takim stanie- oczywiście
słowa były wypowiadane przez moją mamę
-Dzień dobry!- powiedziałam gdy przekroczyłam próg sali- Cześć
Kochanie- powiedziałam do Nathana którego po chwili pocałowałam.
Było widać że jest zmęczony.
-Wszyscy wypad z sali!- powiedziałam stanowczym głosem
-CO?! Nie możesz nas wyrzucić- powiedziała równo moja mama jak
i mama Nathana
-To się ogarnijcie i dajcie im odpoczywać, dopiero co mieli
wypadek- Wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli
-Ale jak to ewidentnie jego...- teraz mój tata się wtrącił ale
szybko go uciszyłam
-Ja z Nathanem spodziewamy się dziecka- jak ta informacja ich nie
uciszy to nie wiem co.
-Naprawdę? To wspaniale- Miałam rację wszyscy zapomnieli na
chwilę o wypadku i zaczęło się głaskanie mojego brzucha. Na moje
szczęście przyszedł lekarz który wszystkich wyprosił oczywiście
oprócz mnie. Zbadał dokładnie Nathana a potem Maxa
-A więc pani Amy sprawa maluje się w oto ten sposób, pan Max
najpóźniej jutro powinien się wybudzić, a co do pana Nahana to
przewiduję jeszcze tydzień w szpitalu a później pewnie z dwa
tygodnie poleży sobie w łóżku. Została tylko jedna sprawa o
której chciałbym porozmawiać na osobności więc zapraszam do
mojego gabinetu. Wyszłam z sali za lekarzem wszyscy się na mnie
pytająco patrzyli, weszłam do gabinetu i zajęłam miejsce na
krześle.
-Co się takiego stało?- Zapytałam na serio przerażona.
-Wiem co spowodowało wypadek, jednak nie chciałem tego zgłaszać
na policję- zaczął całkiem poważnie lekarz. A ja byłam już na
serio przerażona- Pan Max był pod działaniem środków
halucynogennych.- OMG jak to w ogóle możliwe, nie byłam w stanie
przyjąć tego do wiadomości.-I jedyną rzeczą która mnie
powstrzymała przed telefonem na policję to fakt że pan Nathan nie
był i to mógł być jednorazowy jego głupi wyskok.- Chyba powinnam
coś teraz powiedzieć ale nie miałam pojęcia co.
-Dziękuję panu bardzo, obiecuję że wszystkim się zajmę-
dalej nie mogłam dojść do siebie po tej informacji
-Mam taką nadzieję, a teraz przepraszam muszę się zająć
pozostałymi pacjentami- Wyszłam z gabinetu i nie wiedziałam co ze
sobą zrobić, jednak zadzwonił mój telefon przypominając mi o
wizycie u ginekologa. Lekarz na szczęście stwierdził że z
dzieckiem wszystko na razie jest w porządku, przepisał mi tylko
jakieś tabletki. Wzięłam oczywiście zdjęcie z USG dla Nathana i
udałam się do jego sali. Zatrzymała mnie Jessica.
-Amy nie przejmuj się co mówią moi i twoi rodzice, dbaj teraz
przede wszystkim o dziecko bo wiem jak Nathan go pragnie
-Oczywiście zrobię wszystko zarówno dla Nathana jak i dla
dziecka- powiedziałam i weszłam do sali w której przesiadywali
nasi rodzice.
-O co chodził tamtemu lekarzowi i co tak długo?- męczyli mnie
już swoją obecnością, musiałam coś wymyślić bo przecież nie
powiem im prawdy.
-Kazał mi podpisać zgodę na leczenie, a tak długo bo poszłam
do ginekologa- podeszłam do Nathana i dałam mu zdjęcie
-Amy ja tak bardzo cię kocham, ciebie i nasze dziecko- powiedział
a potem położył zdrową rękę na moim brzuchu. Po moich
policzkach poleciały łzy byłam taka szczęśliwa, wszystko by było
idealnie gdyby ni sprawa Max’a. Rodzice moi i Nathana zaczęli
oglądać zdjęcie i gratulować. Dałam im klucze od domu a ja sama
zostałam na noc towarzyszył mi Tom z Kelsey.
Uhh nie spodziewałam się tego po Maxsie.
OdpowiedzUsuńOhh nie dobry łysolek!
Czekam na nexta:* Weny żeczę.
Ahh i zapraszam do mnie:
http://illbeyourstrenghttw.blogspot.com/
Oh ja ciebie... ;/
OdpowiedzUsuńMax... aż dziwnie to brzmi...
Rozdział świetny! :D
czekam na następny! :)
Weny ;D