Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 lipca 2012

Rozdział 21.


Rano obudził nas dźwięk budzika. Byłam w samej bieliźnie i Nath też. Mamy taki zwyczaj, że zawsze po ‘’ skończonym ‘’ ubieramy się chociażby w bieliznę i od razu przypomniała mi się wczorajsza noc. Na samą myśl zaczęłam się uśmiechać, po czym wygramoliłam się z łóżka, wzięłam jakiś zestaw z garderoby i poszłam do łazienki się naszykować. Po 45 minutach wyszłam i zobaczyłam, że Natha już nie ma w pokoju. Nie było również naszych walizek – pewnie je zniósł na dół. Gdy już byłam na parterze, walizki stały ustawione przy wejściu, a Nath był w pralni i darł się na cały dom:
-Amy ! Czy Ty możesz mi wytłumaczyć, jak to się dzieje, że pralka pożera moje skarpetki ?!
-Nie wiem, może jej się podobają ? – zaśmiałam się
-A wiesz, nie pomyślałem o tym.
Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam tylko do Jay’a i Roxy poinformawać ich, że zaraz wyjeżdżamy i dać im klucze od domu. Przechodząc przez ogród podlałam jeszcze kilka roślinek i posprzątałam butelki po alkoholu. Skąd one się tu wzięły ? Mniejsza. Zapukałam, a drzwi otworzyła mi Roxa:
-Hej, przyniosłam Wam tylko klucze od domu – przywitałam się z nią
-Dalej, wejdź jeszcze na chwilę ! – wpuściła mnie do środka. Grali chyba na konsoli, bo Jay leżał rozwalony na kanapie. Usiadłam na fotelu, a Roxa koło Jaya, klepiąc go w ramię, że ma się posunąć. Przywitał się ze mną:
-Oo, hej Amy ! Jak, wyjeżdżacie już ?
-No właśnie przyszłam Wam to powiedzieć i dać klucze od domu. W razie czego, to zapasowe są w pralni w drugiej szafce. Jak coś, to sobie możecie u nas spać, czy co tam chcecie. Nie chcemy po prostu brać tam na Teneryfę kluczy ze sobą, bo po co. Gdy będziemy wracać, a nie wiem o której to będzie, to dam Wam wcześniej znać, żeby potem Was nie obudzić, czy coś. I dzięki, że się zgodziliście. – skończyłam swoją wypowiedź, a oni tylko przytaknęli głowami i powiedzieli, że mamy się o nic nie martwić. Pożegnałam się z nimi i wyszłam. Pod domem widziałam  już Nath’a pakującego walizki do taksówki, więc szybko przebiegłam przez ogród,( przez ogród,  ponieważ klucze od domu już oddałam )i do niego dołączyłam. Wskoczyłam do taksówki i ruszyliśmy. Rozmawialiśmy o tym, co będziemy tam robić. Postawiliśmy na leniuchowanie. Oboje byliśmy zgodni. Dotarliśmy na lotnisko i wyciągneliśmy swoje walizki. Każde wzięło swoją i za rękę wsiedliśmy do samolotu. Zajęliśmy miejsca. Ludzi nie było dużo, więc spoko. Nath cały czas się mnie pytał, czy mi czegoś brakuje, czy dobrze się czuję i czy chce mi się jeść. Zawsze gdy pytał, zaczęłam się śmiać, a on całował mnie w czoło, co sprawiało, że czułam się nieziemsko bezpieczna. Siedziałam oparta o jego ramię, a on o moją głowę. Ten lot nie był moim najlepszym. Byłam przymulona i cały czas siedziałam z zamkniętymi oczami. Po cichu powiedziałam do Natha, że jestem głodna, ale wytrzymam do końca lotu, a ten już od razu:
-Halo ! Proszę pani, moja żona jest głodna. Może jej pani coś przynieść ? – pytał Nath. Ja się tylko uśmiechnęłam i spojrzałam na kobietę. Była trochę spłoszona, ale po chwili uśmiechnęła się i powiedziała, że zaraz coś przyniesie.
-Nath.. wytrzymałabym. A Ty tylko nie potrzebnie męczysz tą kobietę. – odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam. Po chwili zjawiła się pani z waflami ryżowymi i wodą. Podziękowaliśmy jej i wzięliśmy od niej przekąskę. Zjadłam tylko 2, ponieważ gdy patrzyłam na więcej, chciało mi się wymiotować. Nagle Nath spytał czule:
-Nie długo będziemy lądować. Wytrzymasz jeszcze trochę ? – cmoknął mnie w poliko. Na co mu tylko przytaknęłam porozumiewawczo i spowrotem się o niego oparłam. Zaczęliśmy lądować. Z całej siły ścisnęłam Natha rękę i słyszałam tylko ‘’ Ałłł ‘’ które jęczał przez zamknięte usta.


________________________________________________
LIPA jednym słowem : < 
nie wiem, kiedy będzie kolejny... ostatnio mi nie idzie, ale dziękuję tym, co to czytają : 3
jesteście WIELCY. 

1 komentarz: